Głowa do góry

W ramach rozszerzania horyzontów techniki, kultury i sztuki wybrałem się na spacer z książką. Książka ma zaszczyt nosić tytuł „Warszawa z głową do góry”, napisała ją pani Magdalena Hajnosz, której w tem miejscu całuję rączki.

Spacer polegał na tem, że szedłem z panem Benkiem, chojraicznym alkonautą, wypatrując postaci, które bez trzymanki figurują na stołecznychdachach, gzymsach i tak zwanych naukowo tempanontach.

Te klawe przechadzkie zaczęliśmy na ulicy Kredytowej. Znajduje się tam gmach towarzystwa gazowników. Przyznam się, że nieraz uderzałem niewąsko w gazomierz, a pan Benek to już w ogóle ma tu niebywałe osiągnięcia, ale że gazowniki mają swój budenek, to dla nas nius z pierwszej strony masmendiów.

Na gzymsie budenku zataczają się aniołki, widać, że im niedobrze, natomniast na ścianie wyszczególnione są ognie piekielne w charakterze momento mori: „Nie gazuj tyle bracie, bo cię ogień piekielny pochłonie”. Pana Benka aż wzdrygło i chyba podziałało na niego, bo ani razu nie sięgnął po piersiówkie, a przecież troszkie wiało.

Kiedy szliśmy do kolejnego obiektu z głowamy do góry, pan Benek wdepnął w psią pozostałość, w związku z czem ocenił ujemnie jenteligencję właściciela czworonoga, prowadzenie się jego babci, mamusi i córeczki, a na koniec przesłał właścicielowi bukiet serdecznych życzeń, których nie zacytuję, gdyż być może tę opowieść czyta młodzież szkolna.

Następną antrakcją była tak zwana Zachęta.
– Dlaczego Zachęta ? – zapytał pan Benek.
– Dlatego, że tutaj wiszą po ścianach arcydzieła sztuki i kultury metafizycznej, czyly obrazki o tematyce dowolnej, w charakterze zachęty do własnej twórczości ludowej. Jak się pan, panie Benku, napatrzy, to jak pan wróci do domu, zaraz pan coś odmaluje.
– Ale kto detalycznie zachęca?
– Taki facet na tempanoncie.

Cafnęliśmy się do tyłu, żeby tego faceta zobaczyć, bo to strasznie wysoko i faktycznie, goły młodzieniec ramiona roztwiera, że niby czym chata bogata. Żeby go zobaczyć, musieliśmy przejść przez parking i znakiem tego przepychaliśmy się między automobilami. Spod jednej wycieraczki pan Benek wyjął nieświęty obrazek, na którem mieliśmy zaszczyt ujrzeć pełnomleczną blondynę w samych desusach i w kaloszach, która wywijała batogiem i zapraszała serdecznie na domino. Pan Benek wyrzucił obrazek:
– W domino niech gra smarkateria, poważny obywatel ma inną rozrywkie umysłową: pokerka, kości tudzież trzy karty.
Poparłem pana Benka w całej rozciągliwości i zaczęliśmy kontynuować naszą peregrynację w kierunku Domu Technika na ulicy Czackiego.
Na ślicznem tem pistacjowym cacuszku możem widzieć według przewodnika: starodawnego uczonego Archimendresa oraz kobietę z pierwiosnkiem radu. W związku z powyższem pan Benek skrzyżował ze mną taką rozmówkie:
– A ten Archimendres to kto?
– Uczony, który stwierdził, że z wanny wychlapiesz pan tyle wody, ile pan ważysz.
– A ta kobita?
– Ta kobita zerwała pierwiosnek radu.
– A dlaczego konfekcji nie posiada?
– Bo właśnie wyszła z wanny Archimendresa.

W dalszem ciągu zatrzymaliśmy się przed kamienicą Ewedla.
– Wie pan, panie Benku, że ludność okolyczna mówiła, że Ewedel bombonierkę sobie postawił?
– Ale przecież robił czekoladki i cukierki, to co miał postawić – słoik grzybków marynowanych?
Po tej celnej rypoście mego sąsiada przemknęliśmy Chmielną na Foksal. Tam wprawiła nas w nieskłamane podziwienie siedziba Towarzystwa Wioślarskiego. Wymurowana detalycznie z cegieł, na tak zwanem fronpontonie wyrzeźbiona kobita z trójką dzieci łódeczką przez Wisłę przepływa, a z gzymsów wyszczerzają kły nieprzyjemne jakieś mordy.
– A te pyski to co? – zapytał pan Benek.
– To tak zwane naukowo rzygacze.
– Rzygacze? – obruszył się pan Benek – Może i naukowo, ale niealigancko.

Aby jednak aligancji stało się zadość, zakończyliśmy spacer przy Teatrze Polskim.
Teatr pięknie odmalowany, płatnorzeźby na ścianie zapraszają do środka i chyba pójdę z małżonką, gdyż na afiszu widnieją „Porady” jakiegoś Potockiego.

Temczasem żegnam się z Szanownem Państwem i gorąco zachęcam, że niezależnie od warunków atmosferycznych, rodzinnych tudzież zawodowych: 
Głowa do góry!

Przemysław Śmiech