Mała książka o gwarze

Szłem sobie Skaryszakiem w celu zaobcowania z naturą, taką jak: roślinność iglasta, roślinność liściasta, roślinność krzaczasta, wywiórki, dzięcioły, sikorki i temuż podobnież, gdy nagle ujrzałem oczami pana Ambrożego, mego dozgonnego sąsiada. Pan Ambroży zasiadał na ławce i pogrążał się w lekturze.

– Łączę wyrazy, panie Ambroży. Dlaczego zużywasz pan czas, czyli pieniądz, na książkie zezwalając, aby życie przepływało panu pomiędzy palcami?

– Sąsiedzie czcigodny, nic mnie nie przepływa, się zapoznaję z mową ojczystą.

– W jaki deseń?

– W taki, że ta książka porusza nasz język.

– Panie Ambroży, przepraszam za pardon, nie zawijaj pan w bawełnę, tylko powiedz pan, o co się rozchodzi. Co to za duża książka w pana spracowanych dłoniach?

– Ta duża książka to mała książka o gwarze.

– O czem?

– Ależ z pana amnezja, jak pragne zdrowia. Jak pan mówisz, to czym pan się posługujesz?

– Ja? Ja się wyrażam doustnie, natomiast małżonka moja lubi wzmocnić przekaz patelnią, chochlą czy inną akcesorią.

– Ja się nie pytam o pańską fisharmonie małżeńską, tylko o wyrazy, których masz pan zaszczyt używać w życiu osobistem i zawodowem.

– W zawodowem używam normalnych, w osobistem przeważnie składam wyrazy ubolewania.

– Ale jak te wyrazy weźmiesz pan, pardon, do kupy, to co to jest?

– To jest wymowa, panie Ambroży.

– Jaka wymowa?

– No jaka, bo ja wiem, wymowna wymowa…

Tu pan Ambroży zaczął już dawać odznaki pewnej niestety nerwowości.

– Sąsiedzie złociutki! A z mordy co się panu wydobywa?!

– Chuch, panie Ambroży. Zdarza się, że monopolowy, ale to tylko wskutek uroczystości rodzinnych, religijnych oraz państwowych.

– Panie! Weź się pan za garść, bo nie wytrzymie i fizycznie znieważe, chociaż pan rodzony sąsiad jesteś! Jakim pan językiem mówisz?

– Panie Ambroży, no jakiem, polskiem, „kto ja jestem – Polak mały”, czy to jest jednakowoż powód naruszania godności i potrącania w strune?

– Panie, jak tu się nie denerwować, jak pan gadasz jak mroczne średniowiecze. Pan mówisz gwarą, kapewu?

– Gwarą?

– Otóż! Z temże dziatwa i inne pendraki zamiast się formalnie i aligancko wyrażać to mowe trawe z telewizora zasuwają! Poskika jeden z drugiem po kanalizacji, a potem na przykład zamiast „klawo” to jakieś „kuul” zaznacza!

– Panie Ambroży, to jak ja z panem rozmówki krzyżowałem, to to była gwara?

– Wiadoma rzecz!

– A jak mnie cudo moje sztorcowało na perłowo na okoliczność nadużycia, to też gwara?!

– Musowo!

– O rany boskie, panie Ambroży! To ja ponad czterdzieści lat mam zaszczyt gwarą się posługiwać i nie zdaję sobie z tego sprawozdania?!

– Tak jest i aby uniknąć podobnego pi kro pfo w stosunku wobec innych osobistości, pani Maria Bulikowska, nawiasem apetyczna blondyna z Żoliborza, napisała podręcznik dla małoletnich.

– W celu?

– W celu zarobienia floty na cynaderki oraz oświęcenia na okoliczność jak być warszawiakiem, a nie chomątem z prowincji.

– Znakiem tego posuń się pan, panie Ambroży, poczytamy razem.

O czym pan teraz studiujesz?

– O stołecznej gastronomii, patrz pan jakie ładne rysunki: pulpety, katolik z cebulką, pyzy…

– Panie Ambroży, jak tak patrze na te obrazki to sobie myślę, czy nie skoczyć po pół litra jakiejś pomocy naukowej…

– Wreszcie pan gadasz jak człowiek, weź pan jednakowoż od razu litra, bo to dłuższe praktyki się zapowiadają…

Poszłem i przyniosłem co trzeba, z powodu dlaczego spędziłem bardzo pouczającą niedzielę z panem Ambrożym. Dodam również, że po powrocie nasłuchałem się jeszcze gwary w wykonaniu mojej odwrotnej połówki…

Przemysław Śmiech