O zwroku bazyliszkowem

Moje znajomki z cesarsko-królewskiego Krakowa poobrażali się na cement, z powodu, że miałem zaszczyt uskutecznić humorystyczną drakie ze Smoka Wawelskiego.

Powiedzieli mnie, żebym się obliczał cóśkolwiek ze słowami, gdyż ponieważ Wawelszczak jest poważną bestią, czego nie można wszak powiedzieć o warszawskiem Bazyliszku.

Po pierwsze primo Smok Wawelski mieszkał w smoczej jamie, a Bazyliszek figurował w piwnicy.
Po drugie primo Smok Wawelski był wielki jak pół Pałacu Kultury, a Bazyliszek wzrostu był małoletniego.
Po trzecie primo Smok Wawelski spożywał dziewice, a Bazyliszek w tej swojej piwnicy pająki i temuż podobnież.
Po czwarte primo zamienianie w kamień zwrokiem jest niemożebnością naukową, a kto w to wierzy jest ciemna masa.
W pierwszej chwili chciałem wziąć szwagra i łamigłówkie celem nauczenia krakusów towarzyskiego alibi, postanowiłem jednak dać przykład młodzieży i załatwić rzecz całą logiką i jenteligencją pracującą.

Po pierwsze primo pragnę zaznaczyć mianowicie, że Bazyliszek mieszkał w piwnicy z powodu dlatego, że w Warszawie wtedy trudno było o mieszkaniowy metraż.

Po drugie był małoletniego wzrostu, albowiem był, letko licząc, ze dwa szczeble wyżej na drabinie ewoluncji, niż Wawelszczak. Co to ewoluncja chyba nie muszę wyszczególniać, wszak każden jeden pętak to wie.

Po trzecie Bazyliszek nie jadł żadnych pająków tylko kiszoną kapustę, marynowane grzybki, peklowane szynki, bo nie wiem, jak tam w Krakowie, ale w Warszawie w każdej piwnicy musi być leguralna zakąska. Nie muszę również dodawać, że Bazyliszek nie popijał tych delikatesów wodą, lecz wręcz przeciwnie eleganckim alkoholem własnej produkcji.
Co do dziewic, u nas w Warszawie dziewice prowadza się po Ogrodzie Saskiem tudzież po Łazienkach, wręcza się roślinność ozdobną w różnych kolorach albo tańczy z niemi tango patrząc w oczy czarne i czule gładząc po pierwszej krzyżowej. Wtranżalanie dziewic jest dla nas dzikiem barbarzyństwem.

Po czwarte zwrok, któren zamienia w kamień miałem zaszczyt doświadczyć osobiście. Otóż pewnego wieczoru siedziałem bardzo długo z mojem szwagrem i rozmyślałem, czem jest tak naprawdę piękno i dobro. Okazało się, że dobra i piękna jest porządnie zmrożona ćwiarteczka (jedna, druga, trzecia…) oraz śledź w śmietanie, flaki, bigos i dużo innych, pięknych i dobrych rzeczy…
Rano drzwi otworzyła mi rodzona Małżonka. Pod jej zwrokiem rzecz jasna skamieniałem. Odczarowała mnie za pomocą niewąskiego wygaworu i czarodziejskiej różdżki, która wydawała mi się podobna do wałka, ale w szarem świcie mogło mi się coś pomylić…
Jeśli jakiś niewierzący Tomasz z Krakowa ma jakieś wątpliwości, posiadam do wglądu ślady odczarowania na głowie, rękach i plecach. Zapraszam serdecznie.

Przemysław Śmiech