Podróże kształcą

Zdarzyło się mnie się niestety, że moje szlachetne zdrowie nikt się nie dowie odrobineczkie podupadło, zdaniem mojej bogini z powodu nadmiernego gazowania, a mojem zdaniem, z powodu dlatego, że mnie małżonka za często i bezcerymonialnie wkracza na centralny układ nerwowy. Doktór, jak ten starożytny Salamon, nadmienił, że w tej sprawie oboje mamy rację bytu, a tak czy siak, powinienem się udać nad morze nasze morze.
No więc zostawiłem moje szczęście w domu, sam natomiast udałem się koleją do Wtrójmiasta, aby na tamtejszych plażach wdychać jod dwadzieścia trzy.

Wolne miejsce wizawi mojej osobistości zajęła pani w wieku dojrzałem do wszystkiego, a ja jako człowiek oblatany w sawoarwiwrze wtarabaniłem jej niewąski sakwojaż na półeczkie. Pani wciągnęła całe powietrze z przedziału w swoje jemponujące popiersie, po czem zaznaczyła następujący monolog zewnętrzny:
„Ślicznie dziękuję, że mi pan okazał pomocną dłoń, myślałam, że pan nie uradzi, taki chudziutki, dupka jak pięć minut, a pan uradził, a mój mąż na przykład też taki szczypiorek jak pan, ale on na pewno by nie uradził, no ale on wie pan, wóda i papierochy, pan będzie uprzejmy otworzyć okno, bo gorąco, ślicznie dziękuję, i proszę pana tak sobie jadę do córeczki i do zięcia, a pan nawet podobny do niego, tylko mój zięć grubszy, za to nos ma mniejszy i trochę już łysy, warstat swój ma samochodowy, oj to ciężka jest praca, wie pan, a ludzie zazdroszczą, bo mamonę zarabia, no zarabia, ale co się proszę pana narobi to jego, dzieci proszę pana trójkie mają, pan zamknie okienko, bo wieje, ślicznie dziękuję, córeczki dwie i chłopczyk, chłopczyk bardziej do mamy, do mojej córki pan rozumie, a dziewczynki to różnie mówią, a grzeczne, a zdolne, aż dziw proszę pana, bo teraz te pętaki rozwydrzone takie, a mnie kiedyś ojciec jak późno do domu wróciłam, to tak zlał pasem, że szramę mam przy pierwszej krzyżowej do dzisiaj, o, pan zobaczy, pan się nie wstydzi, no pan dotknie, gorąco, pan otworzy okno, ślicznie dziękuję, kanapeczkie pan sobie chce zjeść, no smacznego, smacznego, o, z kiełbaską, z kiełbaskami ostrożnie, czytałam w masmendiach, że tam dodają trójszczynian proszę pana azotu i polichlorek wentylu, żeby na wygląd posiadały świeżość, a w środku trucizna, szwagier mój rodzony proszę pana zjadł i dostał ataku ślepej kiszki, to od razu do szpitala, na intersywną terampie, tam galopkiem na stół, chirurg brzuch od razu tnie lancelotem, z brzucha się wylało żółte, śmierdzące, aż pielęgniarka jedna zemglała, cud, że przeżył, a drugi cud – od tamtej pory wódki do ust nie bierze, tak to się proszę pana czasem robi coś z ludźmi, oj, wieje, pan zamknie może, ślicznie dziękuję, ale siostrę moją kocha bardzo, kwiaty, prezenty, urodziny, imieniny, rocznice, no, w ogóle fisharmonia pożycia małżeńskiego, tylko ta wódka, znowu gorąco, pan będzie uprzejmy otworzyć, to nadciśnienie atmosferyczne proszę pana dziwne, niż, wyż, niż, wyż, kiedyś takie nie było, w zimie proszę pana była zima, a w lecie lato, a teraz tak skacze, aż pulpetacji serca można dostać, o, jak mnie serce wali, niech pan dotknie, mocniej, pan się nie wstydzi, nic nie zrobie, wali, co? widzi pan, bo ja to sercowa trochę jestem, mąż na ryby ciągle, a na rybach to nic tylko wóda i papierochy, a ja wtedy sama siedzę, w domu zimno, pan już może zamknie, ślicznie dziękuję, czasem sąsiadki przyjdą, herbatkie się wypije, a w niedzielę to i likierek własnego wykonania, chce pan skosztować? mocny, słodki, sąsiadki nie mogą się nachwalić, pan zdejmnie walizkie, ale pomalutku, pan szczuplutki taki, dupka jak pięć minut, oj, ostrożnie, ostrożnie!, o, dziękuję, gdzie ja ten likier mam, wie pan, piersiówka taka mała, tu nie, tu też nie, pan obróci te walizkie, o tak, bardzo pan miły, widzę, że salonowe alibi pan posiada, nawet z profilmu morduchnę ma pan podobną do mojego zięcia, gdzie ta piersiówka, nie wzięłam chyba i sąsiadki wypiją, bo klucz zostawiłam, żeby rybki karmiły, bo ankwarium mamy, ale mąż mówi, że takie rybki to nie rybki, ani tym zakąsić ani nic, no niech wypiją na zdrowie, ale żeby o rybkach pamiętały, a! w torebce mam! pan odstawi walizkie z powrotem, nooo…, no jeszcze raz pan spróbuje…, i jeszcze raz…, no jeszcze raz, ja pana potrzymam za te pupkie, bo się pan jeszcze przewróci…, no! udało się! znowu pan uradził, dziękuję, a co pan taki czerwony, może pan okno otworzy, to się panu zrobi lepiej, likierku się napijemy, spróbuję, wie pan, bo może skwaśniał, … nie, nie skwaśniał, pan się poczęstuje, oj, pan chyba nie lubi likierków, no ale jak mężczyzna ma lubić, za mocny? za słodki, ale ja wie pan tak lubię, bo ile mi tej słodyczy zostało jeszcze, a daleko pan jedzie? do samego końca? oj, to dobrze, ja też, to porozmawiamy sobie, bardzo wie pan jestem ciekawa do ludzi, bardzo…”

Przemysław Śmiech