Pośród dat tragicznych w historii Syreniego Grodu, o których każdy warszawiak wie, czci i pamięta, są daty smutne, które, choć w skutkach mniej tragiczne, mocno odcisnęły swe piętno na stołecznym narodzie. Jedną z tych dat przytoczę, ku pamięci i w hołdzie – 15 lipca 2004r-zamknięcie Browarów Warszawskich.
Browary Warszawskie były spadkobiercą fortuny, sławy i smaku po firmie „Haberbusch i Schiele”, która to z koleii odziedziczyła je po najsławniejszym browarniku Warszawy – Hermanie Jungu, który chmiel i słód zamieniał w płynne złoto jeszcze za czasów Królestwa Polskiego. Nazwisk, firm, czeladników, browarników i sławnych alkoholików Warszawa kryje całe mnóstwo, jednak ja skupie się na Browarach Warszawskich i piwie Królewskim – z racji wieku, wychowania i upodobań- najbliższym memu sercu.
Do roku 2004 moja kariera monopolowego wychowańca rozwijała się całkiem sprawnie i w dobrym kierunku. Wierny marce Królewskiego, zawsze gotów by przechylic jedno czy drugie, pełen radości i dumny z facjaty Króla Zygmonta z kolumną figurujących na etykiecie. Świat nie miał dla mnie tajemnic, granice nie istniały, a po kilku butelkach stawałem się nieśmiertelny. Zawsze świeże i zimne Królewskie było kwintesencją smaku Warszawy, czuć w nim było historię i tradycję średniowiecznych browarów, gorycz i słód jak dzień i noc w szemranym świecie stołecznych rycerzy nocnego przemysłu. W razie potrzeby aliganckie, w piwnym ogródku, w smukłym kuflu i koroną z piany, kiedy indziej surowe i bezpośrdnie, z butelki na ławce. Jak Warszawa – bezkompromisowe, żandego relatywizmu, czarno na białym, nie chcesz to wysiadka.
Tak było do 2004r, kiedy to zawalił się świat ankoholowych spożywców. Markę Królewskie przejął browar w Warce. Piwo tak warszawskie jak Syrenka? Tak Królewskie jak Zamek? Miasto, gdzie kwartały ulic od Piwnej zaczynając, przez Krochmalną i Grzybowską są jednozacznie chmielowe? Gdzie rzeka o zachodzie słońca wygląda jak strumień piwa wypływający z kufla? Gdzie, niech mnie kule biją, powstały pierwsze polskie ogródki piwne?
Świat jest zły. Najpierw zabiera Ci czas, później energię. Nadal mu mało, każe Ci tyrać jak wół żeby karmić Cię bzdurami i wmawia, że są Ci niezbędnę do życia. Spłaszcza pojęcia, zaciera różnicę, dzieki którym to Ty i Twoje piwo byliście wyjątkowi. Odbiera Ci to co drogie, to co było zawsze niezmienne, przeżuwa to i odziera ze znaczeń i stylu odbierając mu jego istotę. A potem, co najgorsze, rozdaje to pospólstwu w imię równości, sprowadzając je tym samym do esencji bycia nijakim.
Po tym dniu Królewskie nigdy już nie było takie jak dawniej. Zniknął jego wielkomiejski urok i elitarność, która wyróżniała Go spośród innych i sprawiała, że czułeś się wyjątkowy, związany z miastem chmielową nicią jasnego piwa przodków. Nie, Królewskiego już nie ma, a to co kryje się pod szlachetną etykietą z Królem, nie jest już nawet jego namiastką. Ale moi drodzy nie martwcie się, Król Zygmont nadal patrzy na Was ze swej kolumny i tak zostanie. Mogą odebrać nam nasze piwo, ale My i tak pozostaniemy Warszawiakami.
Mariusz Bujański