Moja ślubna do ferajny chce

No i dopadło mnie bydle !

Formalnie chamska angina pośrodku lata. Oczywiście moja kochana żonka nie szczędziła mnie wyznań, że to wszystko od nieprzytomnego wtranżalania lodów co to je ostatnio po objedzie na stole zaparkowała. Musiałem więc leguralnie zaiwaniać do konowała a ten mnie medykamentów tyle zaordynował, że całe armie można by tym towarem skutecznie wyleczyć a i pułk ułanów by jeszcze tem obleciał. Na dodatek jakby mało było życiowej przykrości ze zdrowotnem niedomaganiem związanej, to moje słodkie rodzinne życie zmieniło sie o 180 stopni.

Posłuchajcie ludzie mojej opowieści!

Rano moja ślubna po zaaplikowaniu mi fury medykamentów w takie oto słowa do mnie uderza:

– Wychodzę. Nie jestem w stanie w temacie powrotu sie określić. Za przygnata dziś robić nie mogie więc sam wsuwe sobie uskutecznij.

Normalnie aż mnie dechu w piersi mej zbrakło. No jasne. Kobita sie urywa, ja bidny w dolegliwość przez choróbsko wpędzony sam w chawirze zostaje to ona mnie jeszcze w gwarze zaiwania, że w mniasto wypad robi. Antoni mniał rację jak gadał, że pewnikiem u żony jego lekcje pobierała.

No to ja w riposte i takie nawijke do niej zasuwam :

– A z kiem to sianowna paniusia i gdzie końkretnie w mniasto wybrać sie zamiarujesz?

– A z żoną nasiego stróża Atnoniego, Pelagią. Na Różyka idziem. Sianowna Antoniowa ma mnie pokazać z kiem interesa robić a kogo dużem kołem omijać, z kiem dobre nawijke uskutecznić można i która z sianownych przekupek nauczy mnie tego i owego.

Nooo … to już było za wiele jak na moje dolegliwością osłabione nerwy. Nawet od ślubnej!

Z wielkiem wysiłkiem z wyrka zwłoki swe podniosłem – co by w ostentacyjny sposób zaprotestować – ale żem tylko trzask zamykanych drzwi usłyszał. Mniałem za nią pościg uskutecznić, lecz po ostatniej akcji ślubnej z pajenczarzem i za radą Antoniego, wolałem uniknąć dodatkowego obsztorcowania mojej tak poważnie chorobą osłabionej osoby.

A jestem sianownemu towarzystwu winien informację jaki finalnie ta draka koniec znalazła. Ano te dwie nasze panie, do stróżówki go w niewolę pojmały i jak małemu gzymsikowi manto przykładne spuściły. Nie wiem tylko czy na gołe dupsko czy bez portki go prały ale jak wychodził to czerwony był jak ten świeży buraczek na wiosne i cztery litery fest masowaniu poddawał. Antoni go na sam koniec swem berłem po grzbiecie przejechał a ten jak nie czmychnie … i tyle my go widzieli. Po trzech dniach, jakieś dwa szemrane typy na podwórko wjazd zrobiły i naszem żonkom kwiecie w bukiecie z przeprosinami pod nóżynki rzuciły. W mankiety tak zawzięcie całowały, że się kobity odpędzić od tych czułości nie mogły. Okazało się, że ten młody egzamin mniał zdawać ale dał sie lebiega w dziąsło szarpana złapać. No i obiecali obacwaj, że wiencej go już u nas nie obaczym.

A te zmiany co u mnie zaszły to przez te wizytacje na Różyku. No bo jak już ta moja płyć piękna powróciła, sikor już dobrze po dwunastej pokazywał. Cała uchachana i na letkiej bani a to jedynie, co mnie się na uszy rzuciło, to były dwa króciutkie wyznania:

– Ja – moje ty chore mężowskie szczęście – do ferajny tyż bede należała. A teraz … przepraszam za pardon … letko pod humorkiem będąc do koja naszego udać sie muszę. Co by relaksu zażyć i oczko przetrenować.

No i tak jak stała ,na łożnice małżeńskie sie zwaliwszy, snem kamiennem odjechała.

Ja z kolei bardzo żem był ciekaw jak sytuacja u Antoniego się rozwineła. Ale poznawszy temperamencik Antoniowej i analizując w mojem umyśle ostatnie sytuacje, doszedłem do wniosku że mój wspólnik, w skutecznej pifka dewastacji, przemilczał ten wypadzik udając sie na zasłużony odpoczynek po ciężkiem dniu.

No i teraz nastały się dla mnie ciężkie czasy. Wystarczył tylko ten jeden raz puścić samą kobitkę na bazar bez żadnej kontroli. Oj wpadłem ja jak boża krówka w kompot … i to przed obiadem.

Marcin Mazurek „Żoliborzak”