W dzień zaduszny jeżdżę zawsze na Powązki, żeby zapalić świeczkę bohaterom Warszawy. Żołnierzom Powstania Warszawskiego , bohaterom okupacji hitlerowskiej. Najwięcej narodu oczywiście tłoczy się przy grobach żołnierzy baonu „Zośka” rozsławionych przez Aleksandra Kamińskiego w książce „Kamienie na szaniec”-„Rudego”, „Alka” i „Zośki”. Kiedy wracałem szeroką alejką Powązek mignęła mi znajoma sylwetka . Był to oczywiście Pan Tolek, gospodarz naszej kamienicy, który stał nad wydawałoby się zapomnianym grobem, na którym palił się jeden tylko znicz, zapalony pewnie przez mojego dozorcę.
-Dzień dobry Panie Tolku, wraca Pan ? Może pójdziemy razem?, zagadnąłem
-Nie, postoję tu jeszcze chwilkę, przychodzę tu tylko raz do roku, chyba tylko ja zostałem, a taki był „Malina” lubiany.
Dopiero teraz spojrzałem na grób, na którym wyblakłe litery ułożyły się w napis : Mieczysław Malinowski.
-Pana bliski ? zagadnąłem