Pantofelki z flądry – Stefan Wiechecki „Wiech”

– Słyszałeś pan, panie Krówka, podobnież mamy w te zimę nosić buty z rybiej skóry.

– Co pan mówisz?

– To, co pan słyszysz. Już w Gdyni garbarnie otworzyliśmy, gdzie się węgorze, dorsze i insze sardynki na chrom i giemze przerabia. Ryba, panie szanowny, w ogóle karierę po wojnie u nas robi. Dawniej najwyżej w wilię wrąbałeś pan kawałek szczupaka po żydowsku, a przy piątku dzwonko „katolika” z cybulką tylko i wyłącznie przez szaconek dla postu. A teraz stale i wciąż rybę się opycha.

– Bo teraz krugom post – trzy razy na tydzień piątek.

– Ryba głowe do inicjatywy prywatnej podobnież wyrabia.

– Ale na buty po mojemu kwalifikacji nie posiada.

– Mówisz pan jak żłób z prowincji, któren gazet nie czytuje. Z węgorza – węża na damskie pantofelki podobnież takiego robią, że niech się najdziksza afrykańska żmija schowa. Z wędzonego łososia masz pan znowuż dla żony kapcie w kolorze cielistem do różowej sukni na lato. Z sardynek i szprotek obuwie dziecinne.

– Czekaj pan, jak pare lat temu nazad byłem nad morzem, podali mnie gdzieś w barze rybe kalekie, z jednej strony tylko mięso miała, a z drugiej ości. Na razie raban podniosłem, bo myślałem, że mnie restaurator kantuje, ale mnie wytłomaczył, że taka jej uroda. Mięso nawet miała owszem sosiste, chociaż tylko z jednej strony. Zapomniałem się tylko knajpiarza zapytać, jak się ta nieszczęśliwa ofiara losu nazywa.

– Flądra.

– Cicho… Nie wyrażaj się pan o rybie z Ziem Odzyskanych, bo za to można sobie ładnie posiedzieć.

– Jakiem prawem – takie ma nazwisko.

– Niemożebne.

– Skaż mnie Bóg, tak się nazywa.

– No ale dlaczego, powiedz mnie pan.

– Podobnież niemoralnego prowadzenia.

– Co pan powiesz? To i między rybami tyż są takie?

– A co pan myślisz, karp, szczupak nie potrzebuje się zabawić poza domem.

– No faktycznie. Ale z tej szarguli to żadna szanująca się kobieta czółenek nie włoży.

– Dlaczego? Będą nosić – na dancing, na randkie…

– A ciekawość wiesz pan, panie Krówka, z czego będą robić kartkowe kamasze?

– Z ulika w ikre kopanego, bo za demokrate jest między rybamy.

– Daj pan spokój, to niemożliwe.

– Pod jakiem względem?

– Zanieczyszczenia powietrza… Kto by ta na nogie założył. Z tramwaju pana za mordę wyrzucą. W kościele, w teatrze, na wiecu ludzie nosami kręcić na pana będą.

– Dlaczego? O wiele wszyscy będziemy śledziem podjeżdżać.

– Chyba że wszyscy.

– Monopol Spirytusowy pierwszy to w rządzie przeprowadzi.

– Z jakiego powodu?

– Dzieciak z pana. Jak pan śledzika poczujesz, to za czem się pan rozglądasz?

– Za setką wódki.

– No właśnie. Propaganda i informacja.

– Faktycznie. Ale wiesz pan, jedno mnie dziwi, ze wszystkiego się sztyblety dzisiaj przyrządza. Lakiery na sosnowych podeszwach, pantofle na samochodowych balonach, a teraz całe parki z rybiej łuski… Że tyż nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby z wołów i cielaków skóry ściągać, garbować i buty szyć? Przypuszczam, że dużo gorsze, niż z dorsza by nie byli.