No i cuś w naszym mnieście drgnęło.
Nie chodzi o leguralne drgania na trasie budowy metra, bo to już wiadoma sprawa ale o to, że impreze poswięcone naszej stolycy w dawnym budynku Życia Warszawy uskuteczniono. Po krótkiej naradzie wybrali my się z kumploszczakami, co by jasności sprawy w temacie nabyć i ciekawość rzecz jasna zaspokoić. Stary budynek przy Marszałkowskiej jeszcze się zachował choć inaczej to mniejsce już wygląda. Kiedyś w tem miejscu fabryka dywanów zatrudnienie Warsiawiakom proponowała a późniejsza drukarnia najnowsze informacje z kraju i świata głosem swych gazeciarzy po ulicach stolycy głośno obwieszczała … Życie Warszaaaaa …
Dzisiaj cisza i tylko stare mury o swej historii zdają się cichutko przypominać.
Impreza gratisowa – w sensie wejściówek – co bardzo nasz ucieszyło bo to zawsze parę złociszów pod późniejsze dyskusje w kieszeni zostaje. Z gracjom i elegancjom do środeczka weszlyśmy a tam ludzi jak pod cukiernią w niedzielne przedpołudnie. Dzieciarnia wesoło szczebiocze przy stoiskach dla ich wieku przeznaczonych. Przy kramikach z fatałaszkami kobitki męskie portfele z faszonem dewastują. Panowie przy kolekcjonerskich wystawcach szyje jak łabędzie wyciągają a wszystko to w miłym klymacie przedwojennych zdjęć i filmów z życia naszej kochanej Warsiawy.
Kumploszczaki ucha nadstawiają. Wśród starych zdjęć i dokumentów swe rozległe pamnięć wytężają, podziwiają kunszt i tradycję starych remiechów i dyspute ożywione o tem co mogli by w życiu robić prowadzą. Dawne mebelki, zegary … to wszystko uśmiech na twarzach wywołuje i jest przyczynkiem do rozmów o sprawach, które już patyna przykryła a u nasz w głowach są ciągle świeże jak pączki od Pomianowskiego.
W dolnej części wystawki – w miejscu gdzie kiedyś ogromne maszyny rolowe wstęgie celulozy w gazete zamieniały – był bufet dość szeroki. Wprawdzie nie serwowano tam podstawowych dobrodziejstw dla takiej ferajny jak my ale … herbatkie czy kawkie można było wypić i na ząbek coś zarzucić. Na stoisku u antykwariusza stosy książek. Ciekawość nasze wzbudziły, bo to nigdy dość czasu na wertowanie i obcowanie z taką kulturą w posiadaniu nie było. Dalej stali regaliki – jak pod komende kaprala ustawione – a na nich nasze kochane kamnieniczki staromiejskie i insze budowle w miniaturkie przerobione ale z każdem detalem dopracowane. Pasjonat jegomość, że takie zajęcie w swem życiu obrał to szacunek wśród ferajny wzbudził i łaskawem okiem go w akcept przyjeli. Jakie to trzeba mnieć renkie co by takie ustrojstwo zmontować ? My bez pół basa nawet znaczka na poczcie nakleić prosto podjąć się nie zdołamy.
Mijaliśmy kolejne wystawki . Przy każdem obowiązkowo – rzecz jasna – ciekawość nasze uzupełniając aż trafiliśmy na stoisko pod szyldem „Gwara Warszawska” .
Kumple oczęta w słup postawiły, mnie gemba uśmiechem się pokryła i cuż my widziem ?
Stolyki z przyodziewkiem w herb tejże Gwary zaopatrzone, naczynia wielkością słuszne lecz z uchem jak dla starszyzny pod herbatkie czynione i ferajne w podobnem wystroju z uśmiechem na twarzach, naszem kochanem jezykiem gadającą.
Na ścianie migają obrazy z kinoaparata a z głośników płyną największe ślagiery dawnej stolycy.
Ale numer … jak pragnem zakwitnąć.
No i w gadkie my uderzyli leguralnom bo to trzeba było sprawdzić czy jakieś przebierańce pod nasze klymaty z butami się nie pasują.
Z każdem zdaniem robiło nam się cieplej na serduchu. Ferajna nie flancowana bo w większości z Woli i mniejski sznyt posiadająca. Dłuższe chwile tam spędziliśmy i z uwagą – choć nam dobrze znane – historie naszej gwary i kochanej Stolycy wysłuchaliśmy. Co by wartość artystycznego doznania docenić, kumple jak jeden mąż drogą kupna w koszulki się przyoblekli, kubeczki dla ślubnych wybrali i znaczki z emblematem gwarowym w klapy powpinali. Późniejszego browara ślag w tem momencie strzelił ale cóż … raz się żyje i więcej takiej miłej okazji może po prostu nie być a pieniądz wiadomo … raz jest … i niech tak zostanie.
Na zakończenie naszej kurtularnej wizyty występy artystyczne Grupy Teatralnej Warsiawiaki – dla podkreślenia klimatu – do końca wysłuchawszy w kierunek naszej parafii ferajną się udaliśmy.
Kumploszczaki przez całe drogie o tem wydarzeniu dysputę uskuteczniali i jakoś cieplej na sercach nam się zrobiło. Widać nie wszystko w tem mnieście podupadło a charakter i sznyt jeszcze obowiązuje.
Z szacunkiem i podziękowaniem dla organizatorów „Okna na Warszawę” oraz tych wszystkich co nasze mniasto szanują i historię jego poznać chcieli.
Szanowanie Ferajnie,
Wolski Adam
{phocagallery view=category|categoryid=13|limitstart=0|limitcount=3|displaydownload=0}