Jednem z uroków, pardons, jedną z wad mieszkania na parterze, jest niewontpliwy fakt, że mam możebność być własnoręcznem świadkiem dialogów aspołecznych, które zachodzą na mojem podwórku. W związku z powyższem pozwalam sobie na wybryk zamieszczenia rozmówki, którą skrzyżowały dwie moje przeurocze sąsiadki – pani Teresa Baryłko i madam Apolonia Wądorek.
– Dzień dobry, pani Tereso. Słyszałaś pani o spotkaniu bajarzy w Kici Koci?
– Nie, natomiast bywam tam nieraz i nie dwa w celu wzięcia za łeb i do domu mego małżonka. A w jakiem takiem celu się spotkali ci dani bajarze, oprócz dania w gazomierz oczywiście?
– No żesz właśnie w celu opowiadania baśni.
– Pani Apolonio złociutka! Żebyś pani wiedziała, ile ja się bajęd nasłuchałam przez moje małżeńskie współżycie! Jak ja bym spisała to, co mój ananas mi trajlował, to bym ze trzy kilo nobli dostała czy innych oskarów.
– Masz pani racje bytu, mój świetnej pamięci nieboszczyk, niech mu ziemia letko przędzie, też lubiał nawijać makaron na uszy…
– Otóż to, szanowna, mój Benio jeszcze w stanie narzeczeńskiem bajał jak Andersen. Co on mi nie trajlował! A to, że nóżkie posiadam jak Kopciuszek. A to się brał do całowania akonto śpiącej królewny. A jak nie chciałam mu udostępnić ust, to mi wjeżdżał na godność i zaznaczał: „No, no, no! Nie bądź panna taka królowa ze śniegu!”
– To faktycznie, że większy artycha.
– A jak! Się pytałam grzecznie, czy nie lubi przypadkiem nadużywać, to jak nie padnie na kolana, jak nie zacznie się przysięgać na Matke Boskie częstochowskie, co w Ostrej świeci bramie, że nie, że no skąd, tylko od święta.
– I jaka się okazała cała prawda?
– Taka, pani Apolonio, że owszem, gazuje od święta, za to świętuje wszystkie święta kościelne, państwowe i branżowe.
– To łachudra!
– Nie powiem, w charakterze narzeczonego bardzo był namiętowy, akonto mojej cielesnej autonomii nawijał nawet do rymu, ale potem się zaczęła proza pożycia: „Beniu, kran cieknie. Kiedy go zrobisz?” „Jutro, słońce ty moje”. Pół roku było o tem kranie. Drugie pół o drzwiach, że skrzypią, wskutek wobec czego spać nie mogie. „Och, królewna moja nie może spać, jutro polece do sąsiada po wude czterdzieści i naoliwie.” Poszedł. Czekam. Nie przychodzi. Martwie sie. Po pięciu godzinach nie wytrzymałam i poszłam. I co ujrzały me oczy zapłakane mnianowicie?
– Co ujrzały?
– Mego Beniusia. Mego sąsiada. Szwagra sąsiada. Kolegie z wojska szwagra sąsiada. Wuja kolegi z wojska szwagra sąsiada. A każden jeden naoliwiony.
– A drzwi?
– Drzwi nie. Sama więc pani widzisz, pani Apolonio. Baśni mam w domostwie po kokardki i nie muszę się w tej sprawie nigdzie fatygować. Apropos, która godzina?
– Szósta, a z powodu dlaczego pani pytasz?
– Z powodu dlatego, że moje dozgonne złoto już od dwóch godzin powinno być w naszem gniazdku. Pewnie wróci w nocy i znowuż mi odstawi Szacharezedę. No nic, ja mu za to pokaże złą czarownicę.
– W jaki deseń?
– Wezme mietłe.
– I będzie pani latać po mnieszkaniu?
– Ja nie, ale Beniuś owszem…
Przemysław Śmiech