Sianowni Nagromadzeni.
Idą Święta, znakiem tego już niedługo co poniechtóre redachtory zaczną nam je obrzydzać, że po pierwsze primo taka Wigilia to głównie prima sort koryto, nie ma w tem takiej substelności, jak na przykład we wtranżalaniu co tydzień suszi.
A po drugie primo będą uskuteczniać z nasz humorystyczną drakie na okoliczność, że w to arcypolskie święto konsumpcja jest w deseń zagraniczny: ryba po grecku, karp po żydowsku, barszcz ukraiński, pierogi ruskie i temuż podobnież.
Na dodatek tłuszcze, cukry i cholerasterol, które mają zaszczyt figurować w świątecznem meniu, są bardzo niezdrowe dla zdrowia.
A jeszcze niejeden ksiądz z bambony straszy, że nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to jeden z siedmiu grzechów głównych.
Przepraszam za pardon, zwłaszcza osobe duchowne, ale dwa pierwsze uczynki miłosierne wyszczególniają: łaknących nakarmić, pragnących napoić.
Skoro jeżely mam gości („podróżnych w dom przyjąć”), to chyba nie mogie ich podjąć chlebem i wodą? Kiedyś szwagrowskiemu dla hecy nalałem wody, to zaraz zaznaczył:
– Woda? Żeby mnie się żaby zalęgli?
Z drugiej strony, jeśli zachodzi okoliczność, że to my mamy zaszczyt być w gościach, nie możem skończyć na łyżce barszczyku, pierożku i sembolycznym dzwonku śledzia, nie urażając jednocześnie w uczucie drogich gospodarzy. Przecież poobrażają się na cement, i słusznie! Wskutek wobec tego sytuacja niżej krytyki…
Co tedy począć, jak mawia poeta?
Proponuję otóż posiadać cały czas w pamnięci starodawną mądrość:
„Azaliż tylko dla grzeszników stworzył Pan Bóg rzeczy smaczne?”
Przemysław Śmiech