Narzeczony

Jak już mniałem zaszczyt nadmienić Szanownej Frekwencji, mój druh z ławy szkolnej Ignacy Jan Szpadelewski, pseudonim „Bemol”, po trzymiesięcznem randewu z nadmiarem sprawiedliwości powrócił na łono społeczeństwa. Co jakiś czas dzieli się ze mną wspomnieniamy spod celi.

– Albo na przykład taki koleżka. Roman Kaszkiet, znany szerzej publiczności i organom ścigania jako „Narzeczony”.

– Z powodu dlaczego „Narzeczony”, panie Ignacy?

– Z powodu, że robił na niwie matremonialnej.

– W jaki deseń?

– Już wyszczególniam. Pan Roman posiada niewąską urode: sylwetkie jak Andonis, włos brond, zęby białe i wszystkie oraz „oczy błękitne jak dwie niezapominajki moczone w spirytusie”. Trudno się więc z powodu dlatego dziwić, że płeć naprzeciwna traciła w tych okolycznościach życiowe rozeznanie. Ubierał się pan Roman aligancko, spryskiwał wodą kolońską o potrójnem zapachu i tak uzbrojony wyruszał na łowy.

– A konkretnie?

– Konkretnie mnianowicie kikował, w którem domu z bomondu pracuje jakaś panna na wydaniu w charakterze perfekcyjnej pani domu. Skoro jeżely taką przyuważył, zrywał bukiet trumnianków i ruszał z bajerem, że niby nieszczęśliwy student się zakochał od pierwszego podejrzenia.

– I co na to te młode damy?

– Różnie, niechtóre myślały, że Roman drakie uskutecznia, inne od razu chciały przejść się za mąż.

– A w jaki sposób pan Roman czerpał zyski?

– Jak już sobie oswoił narzeczone, to pomagał jej w sprzątaniu. Jedną ręką śmieci wynosił, a drugą robił w szufladach renament. Czasem wychodziło na jaw, że chlebodawcy narzeczonej posiadają większy majątek ruchomy, w taki sposób pan Roman angażował do precederu koleżków. Sam zabierał ukochaną na komedie aromantyczną nie zamykając lokum, a w tem czasie koledzy z demimondu dokonywaly zaboru zastawy stołowej, porcelany po babci Jadzi, bieżuterii i innych artykułów gospodarstwa domowego.

– Ale panny zasadniczo nie krzywdził na tle finansowym?

– Krzywdził, mnianowicie, jak już mniałem zaszczyt zaznaczyć pan Roman wcielał się w ubogiego studenta. Znakiem tego ze łzamy w oczach nawijał swojej bogini makaron na uszy, że od wyrodnej mamusi ankoholiczki dostaje pare groszy, z których kupuje książki i bułeczkie co drugi dzień. W taki sposób narzeczona fondowała kolacyjki, kino, potańcówki i szampana z bąbelkamy.

– A to łachudra!

– To jeszcze nic, posłuchaj pan takiego faktu. Czasem pan Roman emameblował nieszczęsną ofiarę miłosnych zapałów na okolyczność, że on się chce natentychmiast zostać jej narzeczonem i z powodu dlatego trzeba galopkiem kupić pierścionek zadręczynowy. I dawaj panna flote, to on już biegnie.

– I panna dawała?

– Dawała, gdyż ponieważ w razie, gdyby powiedziała nie, pan Roman deklarował z ręką na kamiennem sercu, że będzie mniał zaszczyt rzucić się z poniatoszczaka do Wisły, królowej polskich rzek. Narzeczona buliła, a narzeczony oddalał się z miejsca zdarzenia w niewiadomem kierunku.

– Jednakowoż w końcu dosięgła go ślepa ręka Temidy?

– I tak i nie.

– Nie rozumiem.

– Otóż mnianowicie oprócz dwóch setek lypnych narzeczonych pan Roman mniał  prawdziwą małżonkie. Ta dama posiadała bardzo poprzeczny charakter, odczuwała pożogie zazdrości, a co wrócił z pracy z fantamy, to dostawał od niej niewąski wygawor, że co tu mnie przyniosłeś lebiego, to za małe, to za duże, to zielone, a chciałam niebiewskie i temuż podobnież. Któregoś dnia mniał już tego wyżej uszów i sam zgłosił się na komisariat, żeby troszkie odpocząć od pożycia małżeńskiego.

– Co pan powiesz!

– A co sie pan dziwisz. Nie jesteś pan przecież dziecko i wiesz pan, że w kodeksie karalnym możesz pan czasem liczyć na amnestie, natomiast  w kodeksie małżeńskiem taka ewentualność nie figuruje…

 

Przemysław Śmiech