Jak Sianownemu Państwu powszechnie wiadomo, nasz futbolista obunożny, rodak z kochającej stolicy, Małysz murawy, czyli Robert Lewandowski przygrzał chłopakom ze słonecznikowego Madrytu cztery gole. Oglądałem to widowisko, któremu trudno dać nazwisko w towarzystwie, wiadoma rzecz, mych sąsiadów – pana Benka i pana Ambrożego. Obiecaliśmy sobie wszem i wobec, że każdego gola pana Lewandowskiego uczcimy wykonaniem ćwiarteczki. Gdy po meczu niesiony uczuciem patriotycznem i promilami wróciłem się do rodzinnego gniazdka, moja boginia natychmiast otworzyła dziób.
W dwuszeregu nieprzyjemnych wyrazów nadmieniła, że przynoszę jej wstyd, łamię życie na poprzek i jestem notorycznym sprawcą pożałowania godnych wypadków.
– Słońce Ty moje bezduszne! – zawołałem – Wszak nie dałem w gazomierz z powodu słabej silnej woli, ale na okoliczność, że orzeł nasz biało-czerwony odniósł z powrotem sukces!
– Ach, żesz ty lebiego umysłowa! Sztuczna inteligencjo! Mózgowa abnegacjo! – rozczuliło się nade mną moje kochanie.
– To nie zdajesz sobie sprawozdania, że teraz patrioci chodzą na różowo? I że orła z czekolady wsuwają?
– Najmilsza towarzyszko na niedobre i na złe! Nie będę wszak zakąszał czekoladą!
– Jakie zakąszał? ZAMIAST gorzały słodycze się teraz wtranżala!
Ugodzony w samo sedno godności osobistej wstałem, trzasnąłem drzwiami aż drzazgi poszli, po czem udałem się na cmentarz bródnowski. Po szermierce słownej z moją Wenus lubie się albowiem zanurzyć w figlozofii, czyli rozmyślaniu o rzeczach odwiecznych.
Posiadam tam jednego znajomka, który ma zaszczyt być grabarzem. Pan Feliks Zimny na co dzień obcuje z przesądem ostatecznym i temuż podobnież, ma również wprawę w pocieszaniu nieotulonych w żalu obywateli. Zreferowałem mu pokrótce moje małżeńskie kwo wadis i poprosiłem o radę.
– Marność nad marnościami i wszystko marność.
– Panie Feliksie, obliczaj się pan cośkolwiek ze słowami, moja boginia nie taka znowu marna, owszem, lubi człowieka objechać w te i nazad, ale swoje urode posiada, tu gdzie trzeba wypukła, tu gdzie trzeba wklęsła…
– Nie rozchodzi mnie się detalicznie o pańską cholere, tylko o wszechświat. Wszystko to minie. Ja mine, pan miniesz, szwagrowie miną, więc…
– Więc?
– Więc po co te nerwy? Ciesz się pan tem co masz, pij pan i spożywaj proste pokarmy w towarzystwie przyjaciół…
– Tak wszak robie, ale małżonka rozpuszcza morde!
– Tak już jest na tem łez padole, małżonek spożywa, żona krzyczy, nie ma co się gniewać na bieg wypadków, gdyż ponieważ nic ich to nie obchodzi…
– Czyli co?
– Czyli śmiej się pan z tego!
… powiedział pan Feliks i oddalił się w stronę konduktu, który właśnie zjawił się na głównej alei…