Leżałem sobie na wersalce pod kordłą z wierbłąda, mniałem trzydzieści dziewięć w cieniu, usmarkany byłem jak małoletni pętak i smętnie przerzucałem telewizyjną kanalizacje. Oglądałem od deski do deski, no i nic, nudziłem się niemożebnie. W telewizorach albo trele nowele z pożycia wzięte, albo panowie posłowie wchodzący sobie na mamusie, godność osobistą i jenteligencje pracującą. Od tej kurtularnej puszczy Sahary uwolnił mnie pan Benek, wieloletni mój sąsiad.
– Dzień dobry się z panem! Widzę, że bakteria jakaś rzuciła się panu do gardła!
– Niestety, panie Benku, niestety…
– I co pan zażywasz po konsultacji z lekarzem lub frama…farcma…, a, piekło gorące! z aptekarzem?
– Zażywam inną bakterie w kapsułce, syrop słodki jak miesiąc miodowy…
– Miesiąc miodowy, czyli łyżka mniodu w beczce dziegciu – zażartował gorzko pan Benek, rozglądając się przy tem, czy nie ma w pobliżu mojej dozgonnej drugiej połówki. Ale nie było, poszła pożalić się na swój los, a detalycznie na mnie, sąsiadce, że niby się rozchorowałem wskutek wobec powrotu w piątek do domu bez czapki i bez szalika, a za to z pieśnią na ustach. Pieśń była patriotyczna, więc pretensje małżonki mojej były nieandekwatne.
– Witamine ce, arcybiotyk i kropelki.
– Kropelki? Kropelki przy arcybiotyku są naprzeciwwskazane.
– Wiem panie Benku, do nosa kropelki – odpowiedziałem ze smutkiem we zwroku.
– A swoją szosą, to pięknie się śpiewało w ostatni piątek…
– Pan nic nie mówi, panie Benku, już mam z tego powodu niezłe pierepałki we współżyciu małżeńskiem…
– E, co pan, chorego chyba nie ruszy.
– Chorego nie, ale jak wyzdrowieje, otrzymam cały zaległy wygawor. Z odsetkami.
– Nie możesz się pan odwołać?
– Co pan, panie Benku, w małżeńskiem kodeksie karalnem apelacja nie jest przewidziana.
– Fakt. Ale to pana wina, że taki na tem placu Piłsudskiego wygwizdów? No, ale jesionkie mogłeś pan nie zdejmać…
– Łatwo powiedzieć, panie Benku, jak masz pan we łbie „Pierwszą kadrową”, trzy ćwiartki i sześć piw, to może ponieść fala entuzjazmu, czy nie może?
– Poniosło pana, nie powiem. A swoją szosą, jakby odbudowaly wreszcie Pałac Saski, to obywatelom, którzy wracają na gazie ze Starówki nie wiałoby po nerkach i z powodu dlatego uniknęłoby się niejednego małżeńskiego kwowadis.
– A ten Pałac Saski to skąd się tam wziął?
– O, widać, że masz pan gorączkie…, nie pamiętasz pan tego historycznego przebiegu?
– Panie Benku, ja teraz nie pamiętam, jak się nazywam…
– Jak król August II Pomocny przyjechał do stolycy, z powodu, że królem się został, dostał kwaterunek na Zamku. Jak pan wiesz, Sejm też mniał tam zaszczyt figurować.
– Blisko mniał król do pracy…
– Owszem, ale w taki sposób ciągle tam przyłaziły redaktory. Konsumował na przykład król kaszankie, a tu mu redachtor Kolenda mikrofonem przed nosem macha, żeby zajął stanowisko w sprawie takiej, śmakiej i owakiej . Król mniał tego wyżej uszów i postawił sobie pałac przy ogrodzie Saskiem.
– Dlaczego?
– Dlatego, że mniał zamiłowanie do obrządku małżeńskiego i mógł przez okno wyskakiwać do ogrodu na ksiuty. A tam nigdy nie brakowało apetycznych warszawianek z niewąskiem popiersiem, które można emameblować przy dźwiękach orkiestry dęto-rżniętej. Zakładał król August niedwabne koszule, korone na głowe, potrójną perfume i dawaj przyrost nadnaturalny uskuteczniać!
– Panie Benku, a ta Saksonia to gdzie figuruje?
– O, coraz gorzej z panem! Róg Królewskiej i Marszałkowskiej!
– Nie ogród, ta Saksonia skąd przyjechał August Pomocny!
– A, ta Saksonia to była taka średniowieczna enerde, czyly August był niestety szkopem. Ale takiem, co to lubi piwko, wesołą muzyczkie i jodłowanie z pełnomlecznemi blondynami w skórzanych desusach.
– Patrz pan, panie Benku, jeden szkop postawił, a drugi zniszczył.
– Niestety, ale jak wiadomo Adolf był abstenentem, a na dodatek zamiast schaboszczaków papkie z marchewki i groszku wtrajał, to co się dziwić, że mu się w makówce poprzewracało!
– Panie Benku, a kiedy tego Saskiego odbudują?
– Spokojnie, zdążysz się pan wykurować, tylko na drugi raz nie śpiewaj pan w przeciągu!
– W jakiem przeciągu, panie Benku?
– W przeciągu najbliższych dwóch tygodni!