Szanowna Frekwencjo. Jak już mniałem okazję wspomnieć posiadam lokum na parterze, wskutek wobec czego nie raz i nie dwa mam okazje usłyszeć namacalnie jak sąsiedztwo krzyżuje ze sobą rozmówki. Wczoraj byłem mimowolnym radiosłuchaczem dialogu społecznego pomiędzy z jednej strony panią Teresą Baryłko, a z drugiej panią Apolonią Wądorek.
– Dzień dobry pani Baryłkowa. I jak tam się układa fisharmonia pożycia małżeńskiego po ostatniem występie sianownego rycerza pani serca?
– Rycerz, czyly mój osobisty małżonek, uroczyście przysiągł, że już nigdy nie zapali konopnego papierosa. I że już nigdy nie wejdzie na drzewo. I że nigdy nie będzie ptakiem oraz, że już nigdy nie spróbuje wtranżolić się do zegara ściennego w charakterze kukułki i nie będzie się na niem bujał jako wahadło. Aby ukoić mój gniew obiecał spełnić moje życzenie.
– W jaki deseń?
– A w taki, że poszedł ze mną na zakupy przepuścić na mnie całą pensję.
– Surowy wyrok!
– Uzbierało mu się. Przebieg kary był następujący: Benio się wykąpał, wygalantował, zażył wode kolońskie z potrójnem zapachem…
– Doustnie?
– Zewnętrznie. Po czem dał się zaprowadzić po tretuarze za rąsię do najbliższego aliganckiego sklepu z odzieżą zachodnią. Im dłużej tam nabywałam niezbędne trekstylia, tem bardziej żałowałam, że go wzięłam.
– W jaki sposób?
– W taki, że ta lebiega kolorów nie odróżnia.
– A co się pani dziwisz, pani Baryłkowa? Żaden chłop na kolorach się nie zna – naukowa niemożebność!
– Co ja mówie, że niebieskie mnie daj koszule, ten mnie daje zielone. Różowe chciałam sukienkie koktajlowe z dekoldem, przyniósł mnie czerwone szmate dla starszych pań. Pytam się go, czy mu się podoba ten saladynowy niedwab, a ten gały szeroko otwiera i się pyta: Że co? W taki sposób kupiłam sobie na złamane serce flakon Szalej Pięć, kordłę i inną lekką galanterię damską za ciężkie pieniądze. Strasznie był blady, kiedy za to płacił.
– Co się dziwić, pani Baryłkowa, panią ubrać to niewąskie koszta. Potrzeba na to parę ładnych metrów kwadratowych. Mógł się chłopina zmartwić.
– Pani Wądorkowa, obliczaj się pani ze słowami! Taka kobieta przy kości jak ja, to zimą chłopu da ciepło, a latem cień, a z pani jaki pożytek? Panią to można najwyżej po użyciu za szafe schować jak parasolkie!
– No, no, pani Baryłkowa, parasolkie to ja zaraz będę mniała zaszczyt połamać na pani koafiurze! Żeby pani autonomie cielesną zmierzyć to niejeden krawiec musiał uskutecznić zdrową przechadzkie!
– Taaak? Koło mnie spacerował krawiec, a koło pani to chyba tapicer! I musiał być trynknięty, że paniusie w taki plusz zawinął!
– Taaak? Może i tapicer! Może i trynknięty! Ale na pewno nie tak pijany, jak pani małżonek, czołowy alkoholista Grochowa!
– Przestań pani szczekać na mojego Beniusia, bo jak zamaluje cie łajzo w malowankie to ci z niej trzy kilo tynku odleci!
– A ja ci zaraz włosy ze łba powyrywam! I z nosa! I z ucha!
Nie będę tu wyszczególniał, co się działo w dalszem trakcie, nadmienię jedynie, że w tych godnych pożałowania wypadkach wzięli również czterej wezwani przez życzliwych sąsiadów policjanci. Funkcjonariusze nadmiaru sprawiedliwości uspokoili sąsiadki po krótkiej potyczce, w czasie której dowiedzieli się sporo smutnych rzeczy o sobie oraz o prowadzeniu się swych matek, żon i córek.
Pani Baryłkowa odzyskała wolność po wpłaceniu wysokiej kaucji przez nieotulonego w żalu małżonka i żyją odtąd długo i szczęśliwie…
Przemysław Śmiech