Gry towarzyskie wydają się dziecinną zabawką, a temczasem nie raz i nie dwa beztroska rozrywka umysłowa ma koniec żałosny. Zdarzyło się otóż, że jednego wieczora zakołatał do mnie mój rodzony sąsiad, pan Ambroży.
– Szaconek wyrażam! W czem mogie okazać panu pomocne dłoń?
Tu pan Ambroży zaczął mrugać lewem okiem i zaznaczył:
– Ukłony. Może byś pan mniał ochote poszlifować logikie i jenteligencje pracujące?
– Panie Ambroży, a co pan mnie wjeżdżasz na godność osobistom?
– A co się pan obrażasz? Rozchodzi się o to, czy skoczysz pan ze mną do Grochowni pyknąć w warcaby, szurnąć w szach machy, tudzież w chińczyka.
– W jakiem takiem celu?
– W celu ćwiczenia inteligentności – powiedział pan Ambroży i apiać zaczął mrugać.
– Panie Ambroży, co panu jest w oko? Jęczmień, rzepak, czy inne pszenżyto?
– Nic mnie jest!!! Panu chyba coś dolega w makówkie!!! – stracił nerwy pan Ambroży, po czym rozpuścił morde w kierunku mojej małżonki.
– Sąsiadko! Czy mogie pani sakramentalne szczęście wziąść do Grochowni? Zagramy sobie w tem bezankoholowem lokalu w chińczyka czy innego skrobla.
– A bierz go pan.
I ja zacząłem się drzeć na cały legurator:
– Panie Ambroży, co pan mnie w jasyr bierzesz? Czy to ja, pardons, dziewica? A może ja nie mam życzenia pijonkiem po planszy zaiwaniać jak pętak z drugiej be?
– Panie sąsiedzie, uspokój się pan! Mam dla pana sensacje na pierwsze strone!
– Mnianowicie?
– Mnianowicie w Grochowni zaczęli napoje dla dorosłych figurować!
– A konkretnie?
– A konkretnie pifko.
Skoro jeżeli padło to słodkie słówko, zacząłem się uśmiechać trzonowemi zębami i wkroczyliśmy do Grochowni. Dla pucu wyciągnęliśmy chińczyka i udaliśmy się niezwłocznie zamówić piwo. Za kątuarem stała niewąskiej urody dziewczyna. Pan Ambroży chwilkie się zapatrzył w jej oczy czarne, po czem zaordynował:
– Dwa pifka.
– Zwykłe, z mniodem, czy wszak z cetryną?
Nigdy nie piliśmy piwa z mniodem, te pszczoły, co go robią, pewnie potem latają zygzakiem i wycinają zdrowe śruby, beczki i korkociągi. Wypiliśmy zdrowie wszystkich pijonków i pięknych dam z Chin, po czem pan Ambroży zaordynował:
– Dwa pifka.
– Może dla odmiany z cetryną?
– Cetryna, czyli witamina, czyli szlachetne zdrowie nikt się nie dowie. Poproszę. Zażyliśmy witamine, zrobiliśmy dwa okrążenia na planszy i pan Ambroży zaordynował ponownie:
– Dwa pifka.
– Małe czy duże?
– Małe, chińczyki to wszak osobistości wzrostu małoletniego. Wypiliśmy. Okrążyliśmy. Pan Ambroży zaordynował.
– Dwa duże.
Wypiliśmy. Okrążyliśmy. Potem wypróbowaliśmy jeszcze raz cały asortyment. Gdy już wygraliśmy we wszystkie gry, wróciliśmy do rodzinnych gniazdek.
– Gdzie byłeś, moczymordo w dziąsło szarpana? – zaszczebiotała z energią moja sikorka.
Próbowałem ją objaśnić, niestety, zdaje się, że wysiłek umysłowy włożony w wieczór gier planszowych nie pozwolił mi wypowiedzieć składnego zdania. Żonka zresztą nie dała mi dokończyć, tylko bezlitośnie znieważyła mnie patelnią w czoło. Z tego co wiem, pana Ambrożego stęskniona małżonka przywitała równie czule.
Smutna jest zaiste ta zimna obojętność naszych niewiast wobec kulturalnych rozrywek umysłowych…