Potop

Wczoraj wyszłem na dwór nacieszyć się, że wreszcie na całej połaci śnieg i zobaczyłem pana Ambrożego, mego sąsiada, miłośnika dziesiątej muzyki.
– Dzień dobry się z panem, panie Ambroży! Na sanki się pan nie wybierasz?
– Szanowaneczko. A pan co? Humorystyczne drakie z sąsiada
z samego rana uskuteczniasz? Nie wybieram się, nie poważam bowiem sportów zimowych. To dobre dla małoletnich pętaków, dla poważnych mężczyzn jest futbol.
– Futbol, owszem, czemu nie, pozwolę sobie jednak zauważyć apropos futbolu, że chronologia nieubłaganie wskazuje styczeń. Znakiem tego futbol jest niemożebny.
– Owszem, na szczęście jest jeszcze tak zwana piłka zręczna, która pozwala przetrwać zimową aurę. Widziałeś pan jak nasze uszczypiorniści szurnęli Szwedów?..

– Widziałem panie Ambroży, ostatni raz takie bęcki dostali chyba w czasie potopu..
– Tak jest, nawet powstał film apropos tej historycznej pamiątki..
– Może go pan przypomni na pożytek dziatwy szkolnej?.
– Oczywiście, wszak kino uczy, bawi, wychowuje. No więc  w tem całem potopie figurowały różne osobistości: pan Wołodyjowski, któren mniał zaszczyt majchrem się posługiwać, jak mało kto…
– Może był z Czerniakowa…
– Może. Do tego jeden większy cwaniak, czyli pan Zagłoba, któren Szwedom Inflanty opylił…
– Może był z Powiśla…
– Może. I pan Kmicic, którego odstawiał pan Olbrychski.
– A on skąd był?
– Nie przerywaj pan, tylko słuchaj pan, co było w dalszem trakcie. Ten dany Kmicic poczuł sercowe przynależność do niejakiej Oleńki, która posiadała niewąskie urode, niestety Kmicic miał też koleżków, którzy, jak to wojskowi, lubili dać w gazomierz i popukać na wiwat z pepeszy.
– Normalna rzecz!
–  Niestety, panowie wojskowi tak sobie podchmielili, że zamiast strzelać w niebo na dowolnym powietrzu, grzali z broni palnej w lokalu mieszkaniowem. Cała zastawa panny Oleńki, także pralka, lodówka i telewizor, poszły w drebiezgi. Na to przyjechał pan pułkownik Michał Wołodyjowski i zażądał rzecz jasna od pana Kmicica odszkodowania. Pan Kmicic powiedział panu Wołodyjowskiemu, że może go pocałować w pierwszą krzyżową, na co pan Wołodyjowski użył niebezpiecznego narzędzia o ostrych krawędziach i pan Kmicic został odwieziony na pogotowie.
– Niezły kizior był z tego pana Michała! Ale co z tem potopem?
– Już jenformuje. Otóż szwedzkie żołnierze jechali sobie spokojnie przez całe Polskie…
– Jak to – jechali sobie? A to nie było króla jakiegoś i wojska co by ich na granicy zhaltowało?
– Był król – Jan Kazimierz i się grzecznie pyta tych Szwedów: panowie dokąd z tą całą armią? A oni na to: na pielgrzymkie do Częstochowy. I ta łajza w koronie im uwierzyła i zaznacza: no, skoro jeżeli na pielgrzymkie, to zapraszamy uprzejmnie. Szwedzi do Częstochowy przyjechali, ichni generał Miler do księdza Kordeckiego przyszedł i zaznacza: no, proszę księdza, proszę mi tu raz dwa wyskakiwać z mamony, sikorów i innych precjozów, bo będzie krewa!
– A to ananas!