Film „Psy”, w którem nie figurował żaden czworonóg, ale za to publiczne wyrazy latali w te i nazad po całem ekranie, dał nam, mnie i panu Ambrożemu Keksowi, powód do rozpatrzenia chwestii tak zwanych naukowo brzydkich słów. Siedzieliśmy sobie przy mocnej kawie, jak prawdziwi stwórcy kultury powyższej albo uczeni na piśmie.
– I co pan, panie Ambroży mniemasz akonto tego, że w dzisiejszych czasach nawet ludzie kultury, sztuki i telewizji wjeżdżają sobie na godność osobistom, wyzywają się od narządów i obrażają jeden drugiemu mamusie?
– Z przykrością zawiadamiam, że te smutne fakty zatrącają mnie w czułą strune. Słyszałeś pan o pani dyrektor teatru z Poznania?
– Słyszałem, panie Ambroży.
– No właśnie, dama niewąskiej urody, całe życie na deskach można powiedzieć i co? Jak wygląda organ w jej ustach?
– Okropnie i żeby to jeszcze panie Ambroży tak zwany głęboki teren, ale Wielkopolska?!
– Otóż. Rzecz wiadoma, ja rozumiem, że artysta, nawet pci naprzeciwnej, może wyjść z nerw i cholerować pod adresem, diabłować i temuż podobnież, ale niestety kultura się rozchodzi, młodzież słucha i co potem?
– Ale, panie Ambroży, w obronie pani dyrektor jakiś pan zaznaczył, że przeprasza za pardon, ale to obscenium to taka ekspresja.
– Czy ekspresja to nie wiem, ale buractwo owszem. Wracając apropos artystów. Przed wojną był taki artysta-plastyk, niejaki Witkacy. Kojarzysz pan?
– Nie pamiętam, poinformuj mnie pan.
– Ten dany Witkacy mniał firmę portretową, Bracka 23, mieszkania 42, trzecia brama. Oprócz tego pisał książki i w tych książkach umieszczał nieraz takie wiązanki, że dorożkarze zielenieli z zazdrości.
– Nie może być! Dorożkarze?!
– A jak! Wojsko przysyłało do Witkacego kaprali i sierżantów na szkolenie. Jak potem taki kapral posłał szeregowemu bukiet serdecznych życzeń, to ten w try miga uczył się padnij- powstań, czyszczenia pepeszy i samookopywania się do postawy strzeleckiej stojąc. Towarzyskie alibi wymaga, żeby jak już kogoś objeżdżać, to na perłowo.
– Z powodu dlaczego, panie Ambroży?
– Z powodu dlatego, żeby interlokator zdawał sobie sprawozdanie, że ma do czynienia nie z jakąś lebiegą, swołoczą, czy inną drętwą, ale z obywatelem oblatanem w słowniku wyrazów dwujznacznych. Teraz słówka na „cha” i na „ku” nadużywa każda łachadojda, a temczasem brzydkie wyrazy powinny być używane tylko w razie konieczności, w celu uniknięcia na ten przykład pulpetacji serca.
– Co tedy począć, panie Ambroży?
– Z wyrazów publicznych, podobnie jak kropelek na nerwy, korzystać z umiarem, a przed użyciem skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą.
– Dlaczego?
– Dlatego, że nadużycie może spowodować skutki uboczne…