(foto: Galeria-fotografii.blogspot.com)
Szłem sobie praskim brzegiem nad piękną, modrą Wisłą, gdy niespodziewanie natknąłem się na pana Benka. Sąsiad mój kikował na dumną sylwetkie poniatoszczaka, która spinała obacwaj brzegi naszej kochającej stolicy. Podeszłem bliżej i zaczęliśmy się rozmawiać.
– Szaconek, panie Benku! Kogo pan tam wypatrujesz?
– Dzień dobry się z panem, patrze się po prostu na Poniatoszczaka, na to arcydzieło podstępu technicznego.
– A z powodu dlaczego?
– Z powodu, że setka.
– Też bym się napił…
– Panie, uspokój się pan! Setka nie w deseń spożywczy, ale w lubileuszowy!
– Czyli, że co?
– Adukacji pan nie posiadasz? Czyli, że Poniatoszczak nasz kochany sto lat już tutaj figuruje!
– No to, znakiem tego, za historyczne pamiątkie się może zostać.
– A jak! Gdyby tak Poniatoszczak umniał mówić…
– To co, panie Benku?
– To by niejedną opowiedział historię nie dla młodzieży. O tem jak bomond, czy inna socjeta z lewego brzegu na Saskie Kempe szorowała, w jednej ręce jadło, w drugiej pidło, a potem, panie szanowny, na naszem brzegu, walcowanie, wbijanie prowiantu, sceny matrymonialne…
– Były czasy…
– Były, były…, tu, proszę sąsiada, par z nieba się leje, a tu w cieniu Poniatoszczaka ludność tubylcza leje zimne pifko w spragnione gardła…, pełna kultura i sztuka, można powiedzieć…
– Tak, panie Benku, most aligancki, to i towarzystwo też aliganckie.
– Szkoda gaduchny! Most prima sort! Późny rekonesans! A jeszcze wracając do apropos. Czasem się zdarzało na moście towarzyskie kwowadis, jeden obywatel nie mógł się z drugiem minąć, bo tretoar wąski, więc majchry szły w ruch…
– Były ofiary?
– Nie, ale raz widziałem własnoręcznie jak jeden achrobata do wody skoczył.
– Z powodu dlaczego?
– Z powodu, że napyskował narzeczonej, narzeczone nerwy opuścili, zdjęła pierścionek brylantowy kupiony okazyjnie na Kole i machnęła go w wartki nurt wiślany.
– Za samobójce chciał się zostać?
– Nie, pierścionek chciał wyłowić, dla innej narzeczonej go zastosować.
– Rozumiem. Panie Benku, a Poniatoszczak jest od króla Stasia, czy od księcia Pepi?
– Od księcia Pepi. Oba te ancymonki niemożebnie byli cięte na płeć naprzeciwną, oba lubili się zabawić, Pepi nawet bardziej, ale – ksiuty, ksiutami, jak przyszła wojna, to Staś w Łazience się zamykał, a Pepi – zimny prysznic na łeb, litr czarnej kawy i fru! mordobicie uskuteczniać Moskalom, Prusakom czy Ałstryjakom. Szkoda, że na tej Elsterze mostu zabrakło… inaczej by to wszystko potem wyglądało…
…zakończył pan Benek filozoficznie i postaliśmy sobie jeszcze patrząc na piękny lanszaft, któren rusza w czułą strune każdego warszawiaka, czyli wieżyczki Poniatoszczaka na tle zachodzącego słońca…
Przemysław Śmiech