Stałem sobie i dumałem na grochowskiem bruku i nagle ujrzałem na własne oczy pana Ambrożego Keksa, wyraźnie czemś zdenerwowanego.
– Szanowaneczko, panie Ambroży, co panu tak wzburzyło duchowe równowagie?
– A, uważasz pan, czekałem na przestanku i zagaiłem jednego obywatela, czy trambaj numer osiem mniał już zaszczyt odjechać w siną dal. A ten obywatel z mordą do mnie, że jaki trambaj, tramwaj się mówi i skąd ja w ogóle jezdem, bo jemu się wydaje, że, za przeproszeniem, z głębokiej prowincji.
– I co, zagrzałeś go pan w blat?
– Nie, gdyż wszak robie w kulturze i sztuce, jednakowoż zaznaczyłem, że przyszłem osobiście na ten stołeczny łez padół i oraz, że jak ja jeździłem już trambajem, to on na ksiendza wołał zorro i gub się pan, bo może być cielesna nieprzyjemność.
– I co na to ten, pardons, włościanin?
– On, że nie ma życzenia słuchać, jak ktoś mowe ojczyste z dziada pradziada zanieczyszcza i nie po to dzieci we Wrześni strajkowaly, żebym ja teraz wjeżdżał mu na język trambajem. Chciałem go zmniażdżyć zwrokiem, ale nadjechała trójka, gość wsiadł i tyle go widziałem.
Tu nasz obustronny dialog przerwała wierna towarzyszka pana Ambrożego Danuta Keks, z domu Kowalszczyk, wychylając koafiurę przez okno.
– Ambroży, chodź, bo ci flaki wystygną!
– Już ide, moje serce. No i sam pan powiedz – kontynuował w dalszem ciągu pan Ambroży – mniałem prawo wyjść z nerw?
– Szkoda gaduchny! Rzecz wiadoma, że mogłeś pan się poczuć urażony w dume.
– Ja jeżdże trambajem, jak każdy warsiaski rodak, lubie sobie wypić…
– Chlapnąć, łyknąć… – dodała pani Keksowa.
– Czasem dać mocniej w gazomierz…
– Zalać się w kołyskie, w huźdawkie, w czarnoziem, w drobne kaszkie, na glans, wylakierować się, ufryzować…- pomogła małżonkowi pani Keksowa.
– Po czem troszkie wstawiony… – zaznaczył pan Ambroży.
– Udziudziany moczymorda, spirytysta, gazownik, bibuła, ankoholista, ochlapus… – nadmieniła pani Keksowa.
– Oddalam się w celach matrymonialnych z jakiemś kociakiem…
– …lafiryndą, pozwalajską, Lolą Brygidą, ćmą, kamelią, gryzetką, Marleną Wytrych, Szaron Stąd… – mówiła coraz szybciej pani Keksowa…
– Po czem wracam do domu, gdzie małżonka…
– Uskutecznia niewąski wygawor, rozpuszcza morde na cały legurator, wjeżdża na godność osobistom, sztorcuje familie w tył do Łokietka!- zakończyła efektownie duet pani Keksowa.
Pan Ambroży westchnął i poszedł do domu, gdzie czekały na niego zimne flaki i gorąca miłość jego dogrobowej bogini …