Uśmniechnij sie!!!

Ach, jakież straszliwe przygody na nasz czyhają z powodu towarzyskiego pi kro pfo! Oto zdarzenie z życiopisu pana Benka. Parę dni temu zobaczyłem pana Benka z letko naruszoną garderobą zwierzchnią. Paltot pana Benka nie posiadał paru guzików, jego krawat wił się długi, cętkowany, kręty, a z czapki zwisał smętnie na jednej nitce zmierzwiony pompon.

– Co jest, panie Benku, jak pragne zakwitnąć? Miałeś pan familijne pierepałkie na tle monopolowym?

– Nie, miałem grubsze kwo wadis w komunikacji mniejskiej.

– A konkretnie?

– A konkretnie w trambaju numer dziewięć. Weszłem ja tam sobie spokojnie, a że z powodu mniejsca dla siedzących były zajęte przez karmniące matki, jenwalidów i młodzieńców ze słuchawkami, złapałem się jednorącz za uchwyt. Na tem uchwycie ktoś zaznaczył: „Uśmniechnij się do sąsiada!”, znakiem tego postanowiłem się przyłączyć do tej aspołecznej akcji i wyszczerzyłem zęby trzonowe do jednego pana z nosem w gazecie. Pan chwilkie poczytał, po czem nie wytrzymał i oświadczył:

– Co jest? Nie podoba się coś? Co się pan krzywisz? Zaraz panu ten zgryz własnoręcznie naprostuje!

– No, no, no, tylko bez takich! Bo może być nieprzyjemność! – odpowiedziałem, obróciłem się naobkoło osi i zaczęłem emanować użyczliwość do innego pana. Ten nie czytał żadnych massmediów, za to na jego przegubie figurował aligancki sikor.

– Ładna rzecz – zagaiłem.

– Ładna. Podziwiaj pan historyczne pamniątkie po dziadku, ale łapy z daleka, bo ci je poprzetrącam, złodzieju jeden!

W taki sposób przedsięwzięłem się dwa kroki dalej

i uśmiechnąłem się do jednej niebezpodstawnej blondyny. Niestety za nią figurował pewien nerwowy obywatel, który oznajmił:

– Panie sianowny! Ja rozumię rzecz jasna, że cudzesy są najlepsze, jednakowoż bądź pan uprzejmy nie emameblować mojej dogrobowej małżonki, gdyż w razie  oporu będę zmuszony zastosować środki przymusu bezpośredniego!

Z tej preory wyciągnąłem nagły wniosek, że mam do czynienia z panem władzą w cywilu, więc znowu zmieniłem moje położenie.

A że wszystkie uchwyty w dalszem ciągu namawiały, żebym się uśmiechał, więc zacząłem okazywać miłość bliźniego pani w wieku barokowym i takiejż konfiguracji. Troszkie się bałem, że zaraz dostane niewąski wygawor, ale nie, nieznajoma dama wyszczerzyła swe perełki, zatrzepotała rzęsami, aż jej spadła chmura tuszu i wszczęła dyndanie nóżki. Zrozumiałem, że ta co najmniej potrójna wdowa szuka pocieszenia, więc niezwłocznie zmieniłem mniejsce pobytu na bliżej drzwi. Wtedy podeszło do mnie dwóch dżentelmenów.

– Co się pan tak kręcisz po całym trambaju?

– A co, nie wolno?

– Wolno, pod waronkiem jednakowoż, że znajdujesz się pan w posiadaniu biletu, który pana uprawnia do komunikacji.

– Mam zaszczyt nie rozumieć.

– Bileciki do kontroli!

Ta chytra akcja spowodowała, że z powodu, że mam swoje nerwy, nie mogłem znaleźć biletu. Przestałem się uśmiechać, za to panowie kanarowie z każdem mijanem przestankiem uśmiechali się coraz szerzej. Skoro jeżeli po kwadransie znalazłem bilet, wesołość im minęła.

– A pan co? Drakie z aparatu kontroli pan uskuteczniasz? Pantonime dla ubogich?

Do hecy przyłączyly się rodacy, którzy również poczuli się znieważeni moją użyczliwością.

– Mnie zegarek chciał ściągnąć! Mnie pożycie małżeńskie rozbijał!

A mnie na pienkne oczy uwodził! Oszust! Złodziej! Element!

Trambaj zajechał na przestanek, drzwi się otworzyły i po chwili zostałem z niego wypchnięty łokciami przez złakniony ochfiary tłum.

Tu pan Benek zamyślił się nad swoim losem człowieka.

– Proszę przyjąć różne wyrazy, panie Benku. Takie rzeczy w naszej kochającej stolycy!

– Ale wiesz pan co?

– Co takiego, panie Benku?

– Mój trud nie poszedł na zmarnowanie. Kiedy leżałem w zaspie, trambaj powolutku odjeżdżał, a ludzkość w oknach była uśmiechnięta od ucha do ucha…

 

Przemysław Śmiech