Wybledont

Szłem ja sobie przez podwórko do sklepiku, gdy oczy me ujrzały osobistość pana Benka. Pan Benek siedział na schodkach i spożywał jakiś płyn z filiżanki.

– Szaconek, panie Benku! Taki upał, a pan wrzątek ciągniesz?

– Owszem, wrzątek, a detalicznie ziółka na uspokojenie. Swoje nerwy wszak posiadam.

– Rozumiem, panie Benku. Małżonka zrobiła panu wycieczkie osobistą pod adresem?

– Nie, znowuż się okazało, że sport to nie zdrowie.

– W jaki sposób?

 

– Słyszałeś pan o Wybledoncie?

– Nie, trunek jakiś zagraniczny?

– Zawody w grzaniu piłką po trawniku. W mieście Londynie się to odbywa. Młodzież z całego globusa przyjeżdża i naparza w piłkie od rana do wieczora.

– Panie Benku, ale młodzież nie wolałaby korzystając ze słonecznej ałry ksiuty uskuteczniać?

– Normalnie może by i wolała, ale na tym bieganiu po trawie można niezłą mamonę zarobić.

– To Angliki za to płacą?

– A jak i to ładny grosz!

– Dziwny naród, panie Benku.

– Faktycznie, piją łyski, czyli politure i zakąszają to truskawkami ze zbitą śmietaną!

– Panie Benku, nie mów pan takich rzeczy, bo mie mgli!

– Wracając do apropos, na tych zawodach nasze orły się pokazali. Najpierw Isia z Krakowa, a potem Jerzyk walczył o główną nagrodę. Panie, co to był za mecz! Najpierw serwus…

– Wiadoma rzecz, że najpierw serwus…

– A potem panie, ten mu nokturna, a tamten jemu dewolaja, jak ten fors – hend zastosował, to tamten mu bęc – hendem zaiwania! Meczyk prima sort! Jerzy zagrywa zmęcz, a tamten mu drops szot!

– Znakiem tego Jerzyk wygrał?

– Niestety, tamten był większy cwaniak, wyciągnął parę razy asa z rękawa, jeszcze z prądem kombinował i kaplica…

– Z prądem? Wyszczególnij pan, panie Benku!

– Rozchodzi się otóż o to, że chłopaki długo te piłeczkie pykali w te i nazad i się zaczęło robić ciemno.

– A dlaczego tak długo?

– Żeby więcej dolaresów za nadgodziny zarobić, kapujesz pan?

– To cwaniaki!

– Rzecz wiadoma. Niestety, zaczęło się robić ciemno i Jerzyk zaznaczył sędziemu, panie sędzia, zapal pan światło, bo nic nie widzę, jeszcze wam przydzwonie w Big Bena i nieszczęście gotowe. A sędzia na to, że prąd nie kosztuje złotówkie i jak chcecie, żebym lampe zapalił, to dajcie chłopaki po dychu i szlus.

– I dali?

– Jerzyk chciał, ale ten drugi się okazało, że jest Szkotem…

– O Matko Boska!

– Właśnie, zaraz zaczął kit wciskać, a to, że pularesa zapomniał, a to że nie będzie mniał na tace w niedziele, a to, że musi teściowej upominek rzeczowy na przeprosiny zafundować i Jerzyk mniał już tego wyżej uszów i zaznaczył, że okej, gramy. Dopiero jak paru angolom huknął w melonik, to się sędzia zlitował, ale już było po herbacie.

– Po jakiej herbacie?

– Po kap of ti. I z powodu dlatego ciągnę teraz ziółka…

Przemysław Śmiech