Szłem sobie ze spożywczaka, w którem zakupiłem bułeczki i mleko (dla małżonki, niech mnie ręka boska broni, żebym ja miał to pić, chyba, że kwaśne dzień po jemieninach, czy innem uroczystem obchodzie), gdy ujrzałem wizawi pana Benka. Facjatę mego sąsiada spowijał bezbrzeżny smutek i nieotulony żal.
– Panie Benku, dzień dobry się z panem, co się stało, czyżby życie ponownie potrąciło pana w czułą strunę?
– Otóż. Na wskutek oddania się w szponę hazardu, zostałem niewąsko uderzony w kant.
– Jak niewąsko?
– Siedem stówek.
– Faktycznie, masz pan rację bytu wpaść w dekompresje. Ale się dziwie, jak taka osobistość, jak pan, dał się wpuścić w trzy karty?
– W jakie trzy karty, obliczaj się pan ze słowami, staroświecki jestem dżentelmen z Grochowa i z powodu dlatego dałem się złapać na nowoczesność w domu i zagrodzie.
– W jaki deseń?
– W komórkowy. Przysłaly mnie jenformacje, że za chwile moment będę mniał zaszczyt wygrać szczerozłotą lemuzynę lub grubsze mamone do wyboru, skoro jeżely odpowiem na zagadkie. Udział w tem jenteresie moglem wziąć w cenie trzy złote i parę groszy.
– I co pan wybrałeś?
– Lemuzyne, bo sobie namacalnie wyobraziłem, jak wioze moje dożywotnie boginie na randewu do Świdra, naobkoło zieleń drzewostanu, ptactwo rozpuszcza morde śpiewając miłosne trele morele, a my śmigamy po asfaltowej wstędze ku szczęściu.
– Zwruszający obrazek, lanszaft prima sort! Inny łobuz to by kociaki jakieś zawiózł na Mazury, żeby tam poszaleć po siedmiu grzechach głównych, a pan – wieloletnią współmałżonkie na przechadzkie…
– Żebyś pan wiedział, aż sam uroniłem łzę nad swoją niezmierzoną dobrotliwością…, ale wracając do ad remu. Zaraz potem przysłali te zagadkie: jaka pora roku jest pomiędzy zimą, a latem, skoro jeżeli wiosna, wyślij iksa, skoro jeżeli, analfabeto, uważasz, że jesień, dawaj ygreka.
– Że jak, jak?
– A widzisz pan – „jak, jak”! W tych nerwach, że moja lemuzyna dostanie kamfory, nie mogłem trafić tego yksa, dopiero za piątą razą, po założeniu okularów, nie miałem już złudzeń aptecznych i udało się.
– I co oni na to?
– Oni na to, że brawo i że jeszcze w chwestii nieformalnej poślij swoje imie.
– „Poślij”? Tak od razu na ty?
– Mnie się też to naruszenie towarzyskiego sawoarwiwru nie spodobało, ale czego się nie zrobi dla lemuzyny?
– I dali nadgrode?
– Nie, bo jeszcze im się kota pocztowego zachciało.
– Może, żeby wiedzieć, gdzie te lemuzyne podesłać?
– Może. Posłałem jem kota, a oni znowuż brawo i że mam wielkie szanse i zdrowia, szczęścia, pomyślności.
– I co było w dalszem trakcie?
– Na drugi dzień przysłaly mnie ememsesa, że o mało i ciut ciut byłbym wygrał lemuzyne, ale niestety tą razą fortuna powiedziała twarde nie. A zaraz potem znowuż mnie uroczyście zawiadomyly, że mój numer telefonu ma wielką szansę trafić w samo sedno i znowuż, czy lemuzyna, czy wręcz przeciwnie mamona.