Żyly w pałacu hrabia z hrabinom, łon zwał się Rodryk łona Francieska,
a w drugiem domu za ich melynom, mieszkała sobie jedna Wyśnieska.
Niewinne serce mniała hrabinia i takąż dusze pieską niebieską,
a on był gałgan i straśna śwynia i pytygrylił się z tom Wyśnieskom.
Biedna hrabinia łzamy płakała z ciągłej żałości wyschła na deskie
i na kolanach męża błagała „łotczep się draniu od tej Wyśnieskiej”.
Próżno chodziła z hrabiom na łudry, na próżno kleła swom dole pieską,
łon ciągle ganiał do tej łachudry i sieptał czule „o ty Wyśniesko”.
Aż raz hrabinia miecz zdjęła z ściany, zmierzyła Hrabie łokiem króleskiem,
siedź tu – powiada – ty w herb drapany, dzisiaj nie pójdziesz do tej Wyśnieskiej.
Łon zaś bendący pod ankoholem, czyly jak mówiom zalany w pestkie,
wyrżnął hrabinie łbem w antresole i dawaj gazu do tej Wyśnieskiej.
Biedna hrabinia padła na dywan, cała zalała siem krwiom niebieskom,
a gdy już ciuła że dogorywa rzekła „poczekaj ło ty Wyśniesko.
Potem się odbył pogrzeb wspaniały, hrabia nad grobem uronił łeskie,
straśnie się martwił przez dzionek cały a na noc posiedł do tej Wyśnieskiej.
Wtedy hrabinia z mogiłki wstała, wyrwała z trumny sękatom deskie,
Poszła za hrabiom, na śmierć go sprała i rozwalyła łeb tej Wyśnieskiej.
Chociasz lebiegi grzeszyly tyle i na nich w końcu też przyszła kreska,
Dziś sobie leżom w jednej mogile, hrabinia, hrabia i ta Wyśnieska.
Autor tekstu: Jerzy Jurandot
Kompozytor: melodia ludowa, oprac. T. Suchocki