Wujek Stefan

Zaraz po Nowym Roku odwiedził nas wujek Stefan. Brat mamy. Wujek Stefan uważany był w rodzinie za cwaniaka i kombinatora. Miał budę z butami na Bazarze Różyckiego i nieźle mu się wiodło.
– cześć student rzucił zawadiacko od progu
– cześć wujek-odpowiedziałem- rodziców niestety nie ma
– ja do ciebie
– do mnie? Co cię sprowadza?
– pamiętasz Joasię? Moją córkę?
– pewnie że pamiętam
– no więc Joasia pisze maturę w tym roku i trochę kiepsko jej idzie nauka, pomyślałem, że może pomógł byś jej trochę. Wiem że dajesz korepetycje. Zapłacę jak każdy.
– no coś ty ,wujek , nie chcę żadnych pieniędzy od Ciebie, a korepetycje dam, w rodzinie trzeba sobie pomagać, prawda?

Tak więc zostałem korepetytorem Joasi, mojej ciotecznej siostry. Na początku nie byłem z tego zadowolony, bo myślałem że Joasia to gamoń i nieuk, ale szybko okazało się że jest bystra i szybko się uczy. A zaległości wypracowała sobie niezmąconą miłością do świeżego powietrza, a co za tym idzie częstych wagarów. Przez cztery miesiące nadrobiliśmy jednak prawie całe zaległości i Joasia zdała maturę bez problemu. Może nie rewelacyjnie, ale raczej swobodnie. Wujek Stefan był wniebowzięty. Całe jego wykształcenie to kilka klas szkoły podstawowej, a córka proszę, matura. Może nawet studia jakieś rozpocznie, kto wie- marzył wujek. Ponieważ nie chciałem przyjąć żadnej gratyfikacji finansowej, zgodnie z mottem życiowym mojego taty , że „być dziadem ale honorowym” wujek zaproponował mi układ.
– wiem, powiedział, że korepetycjami zbierasz na kurtkę skórzaną, którą zamierzasz nabyć na Stadionie Dziesięciolecia. Pomogę Ci w tym. Jak wiesz jestem starym warszawskim handlarzem i w tym fachu nic mnie już nie zaskoczy. Cena będzie niska a Ty zadowolony, przybij blat-powiedział wyciągając rękę.

Takiej pomocy odrzucić nie mogłem. Wujek prawdę o kurtce znał pewnie od mojej mamy, której to się zwierzyłem. W umówionym dniu pojechaliśmy obaj na stadion. I tu zaczęły się dziać rzeczy dziwne i niezrozumiałe dla mnie. Ale musiałem zaufać warszawskiemu handlarzowi który żyłkę do handlu wyssał, jak sam twierdził z mlekiem matki. Na początek wujek wręczył mi duży karton który sprawiał wrażenie pustego bo był bardzo lekki. Poprosił abym go poniósł i nie stawiał na ziemi.
– posłuchaj uważnie, zaczął wujek – Ty się nie odzywasz w ogóle. Pokażesz mi tylko fason owej kurtki a resztę załatwiam ja. Ja mierzę-sylwetki mamy podobne-ja płacę, Ty się nie wtrącaj i nie odzywaj choćby działy się dziwne rzeczy ,kapujesz?
– dobra wujek-odpowiedziałem-zastanawiając się jakie to dziwne rzeczy mogą towarzyszyć kupnie kurtki.
Pokazałem wujkowi jaka kurtka wchodzi w grę i przez kilkanaście minut spacerowaliśmy wśród stoisk handlarzy oferujących ubrania. Wujek w końcu wybrał ewentualnego sprzedawcę który stał z kurtką na ręku i tu pierwsze moje zdziwienie, gdyż wybrał gościa na którego obliczu malowały się zamiłowanie do mocniejszych trunków oraz coś na co niektórzy mówią „cwaniacka gęba”.
– ile za tą kurtkę-spytał wujek Stefan
– 1400 -powiedział facet z silnym wschodnim akcentem
– drogo- odparł wujek- chyba tyle nie mam
Powiedziawszy to sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki i wyciągnął portfel. Szybko zajrzał i moim oczom przez chwilę ukazał się pokaźny plik banknotów. Musiało tam być kilka tysięcy.
– zapomniałem ,że ratę odebrałem – zaśmiał się wujek i szybko schował portfel do kieszeni kurtki.
– no dawaj, powiedział i zaczął oglądać kurtkę. Przez chwilę się targował próbując umniejszyć walory ewentualnego nabytku i kiedy cena stopniała do 1250 a sprzedawca bił się w pierś i wołał-nie mogę , wujek powiedział że przymierzy. Zdjął swoją kurtkę i dał do potrzymania tamtemu bo ja dzierżyłem nieszczęsny karton. Założył skórę i odszedł dwa kroki pytając mnie jak leży.
Nagle wujek krzyknął -stój .Obejrzałem się ale dostrzegłem tylko czerwoną czapkę tamtego gościa, gdzieś daleko w tłumie.
Wujek-krzyknąłem-Twoja kurtka……ale wujka już nie było i zdziwił by się kto uważałby ,że pogonił za złodziejem. Wujek pognał, owszem, ale w drugą stronę.

Nic nie rozumiałem. Zrobiłem kilka kroków w jedną i w drugą stronę. Ktoś spytał co się stało. Postałem oniemiały jeszcze dłuższą chwilę i wróciłem do domu. I tu zdziwienia ciąg dalszy. Wujek Stefan siedział przy stole z moim tatą a na wieszaku wisiała skóra. W odpowiedzi na moje otworzone ze zdziwienia usta wujek odparł
– przymierz, wisi na wieszaku ale pewnie będzie jak ulał
– ale wujek, twoją kurtkę tamten ukradł……
– nie martw się , była stara ,zniszczona i nic nie warta, ciotka chciała wyrzucić ale zostawiłem sobie ją jeszcze na trochę.
– ale pieniądze, portfel , tam był..
– i tu się mylisz zaśmiał się wujek , pieniądze są tu – powiedział wyciągając portfel z wewnętrznej kieszeni marynarki.
– w starej kurtce była dziura w kieszeni i przełożyłem portfel do marynarki tak aby nikt nie widział. Tamten uciekł z samą kurtką, dziurawą i starą.
Milczałem przez chwilę zanim pojąłem co się stało. Więc karton był tylko po to ,żeby Twoją kurtkę przytrzymał tamten gość- powiedziałem sam do siebie.
– wujek, ale ja nie mogę przyjąć tego prezentu, jest kradziony.
– wcale nie – odparł wujek Stefan- ja bym mu zapłacił, ale on uciekł, komu miałem płacić. To kara za pazerność i nieuczciwość. Trochę go to nauczy rozumu.

Szelmowski uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja ostatecznie przekonałem się do argumentów wujka Stefana, wszak jakieś geny po nim pewnie dziedziczę, może te szelmowskie? Nie wiem.

Sądzę że tak bo szelmowski uśmieszek zagościł również na mojej twarzy kiedy wyobraziłem sobie minę tamtego cwaniaczka jak przetrząsa gdzieś w krzakach starą kurtkę wujka.

 

zasłyszane od warszawskiego rodaka …