Fonsio Wykidajło (Starosta Kiercelakowy)

O rany koguta, komu ja tu oglondam, wsie same znajomkowe ćwarze z moigo rewiru kiercelakowatego, sianowanko dla ślachetnego zgromadzonka!

Jezdem Fonio Wykidajło, prewetny poborca podatkowy na Placu Kiercelego, no i przemysłowiec, a jakże. Jaki przemysłowiec? Ano krugom przemyśluje, jak cupnońć świeżego podatnika bejlisowatego.

Dokąd me nie przymknęli do mamra, to strugałem konsula z Majajki, ale że prekurator przerwał mi karjere duplomatycznom, wienc po rocznym odpoczynku w okolicach ulicy Daniłowiczoskiej mianowałem sie jenspektorem od podatków i nie mogę narzekać, dochodziki som, że i pochlańć poźryć aligancko można.

Posłusne kramarskie pudle, choć ze łzami, ale opłacają sie, bo jak nie, to spuszczam takie manto, że aż w żydoskim niebie słychać.

Bojowaty chojrak to jezdem, ale do michy i flachy, jak sie tylko dosune, to wtrymiga wsio niszczę. Jak już brakuje mi dziewicznych wizeronków na srybnej blasze na ochlaj, to zaiwaniam do pierszego z brzegu parokonnego beduina i pedam do niego słodziutko: Te, mojżeszowy Rzymianinie, dawaj no tu ochfiare na związek zawodowy kanciarzy, bo jak nie, to przeprowadzę ci śklep w insze okolice, jeszcze zrobię dintojrę, gdzie chapniesz po ryju, zapłacisz śtraf i wstawe. No i płacom, jako że majom wielgachny szacunek dla mojego kija. W wolnych chwilach od ciężki orki przy kielichu, zakładamy w paru Kiercelakowe Monte Carlo i obrabiamy frajerów z grosiwa w sztosa abo inszego bączka na glanc. A jak zgrana ochfiara robi raban, to chapie taki wycisk, że wyrzeka sie wszelkich pretensji, nie tylko do naszego klubu, ale i swojego rodziciela. Dzierżawiona przeze mnie moja cimcirymcia, Florka Acomitam, to tyż chwacko mi pomaga. Jako że je gruba niczem magistracki śmietnik, wienc robi śtukowany tłok, a ja bez ten casz sięgam po cudze zegarki sprawdzić chtóra godzina, a jak klawe som i morusowato idom, to zabiram ich i idziemy razem. Cwaniara i chojrakowata, to to, moja cholercia Florka je aż miło, przed nikim w parafje nie nawala, apetyt ma na wszystko jak sekwesrator podatkowy, a śmire, to zadziora dyszlem po kołtuniastym łbie głaskana ciągnie jak stara panna frajera do ślubu, i A kocha mnie, o rany, żeby nie nadużyć mojego ślachetnego zdrowia, to krugom łachmani sie z inszemi knajakami, a ja ji nic na tote romanse nie mówię, bo już się ochwaciłem jej krowiemi wdziękami, to i trocha wiency obchodzi mnie co do popić i pożryć. Choć prawdę mówiący, to od czasu do czasu spuszczam ji taki wycisk, że wiórki ji ze łba lecom, bo przysłowie powieda, że jak chłop baby nie łoi, to ji się gnoji.

Pedam państwu, co klawo je tera ściągać haracz z totych kiercelakowych handełesów, bo wienksza część dawnych moich konkurentów do ty pory jest pod pokrywkom „Centralniaka”,] żeby sie nie zakuczyli.

Chwaci tego, bo musze tera biegiem zapychać z grubym kijakiem na konferencje ze świżym kramarzem Izraela, szanowanko!

Tadeusz Płoch

Tekst pochodzi z książki „Szlagiery starej Warszawy – Śpiewnik andrusowski” Stanisława Wielanka.