Jednem z uroków, pardons, jedną z wad mieszkania na parterze, jest niewontpliwy fakt, że mam możebność być własnoręcznem świadkiem dialogów aspołecznych, które zachodzą na mojem podwórku. W związku z powyższem pozwalam sobie na wybryk zamieszczenia rozmówki, którą skrzyżowały dwie moje przeurocze sąsiadki – pani Teresa Baryłko i madam Apolonia Wądorek.
– Dzień dobry, pani Tereso. Słyszałaś pani o spotkaniu bajarzy w Kici Koci?
– Nie, natomiast bywam tam nieraz i nie dwa w celu wzięcia za łeb i do domu mego małżonka. A w jakiem takiem celu się spotkali ci dani bajarze, oprócz dania w gazomierz oczywiście?
– No żesz właśnie w celu opowiadania baśni.
– Pani Apolonio złociutka! Żebyś pani wiedziała, ile ja się bajęd nasłuchałam przez moje małżeńskie współżycie! Jak ja bym spisała to, co mój ananas mi trajlował, to bym ze trzy kilo nobli dostała czy innych oskarów.