Mowa z Grochowa

Trele nowele

Siedziałem sobie z pojedyńczem mem słoneczkiem w salonie, wokół roztaczała się fisharmonia pożycia i jak zwykle wieczorem dozgonna ma towarzyszka puściła telewizor. Poskikała chwilkie po kanalizacji i w końcu włączyła trele nowele z życia skwer mniarodajnych.

Pokikowałem na srebrny ekran minutkie, po czem zaznaczyłem:

– Powiedz mi najdroższa, z powodu dlaczego artyści w tem arcydziele co i raz siadają i ciągną herbatkie tudzież kawkie.

– Bo ponieważ co i raz odbywają rozmowy na najwyższym familijnym szczeblu, poza tem sawoarwiwr wymaga, aby gościa uczęstować, czy też wszak nie?

Noc muzeów

Wyszłem dziś rano w celu zaczerpnięcia świeżego, grochowskiego powietrza, aż tu nagle wizawi mojej osobistości ujrzałem pana Benka.

– Szaconek panie Benku! A coś pan taki wymięty? Kolegie z wojska pan spotkałeś?

– Nie.

– Nocny spacer w ramach stołecznej gastronomii?

– Nie.

– Jakaś famfatal pana zrujnowała?

– Nie. Miałem randewu ze sztuką powyższą.

Paryż Północy

Niedziela była ciepła, słoneczko wisiało na niebozasłonie, a ja siedziałem z panem Ambrożym przy stoliku „Grochowni”, któren figurował na chodniku. Pykaliśmy w chińczyka, piliśmy kawkie i kikowaliśmy na studentki, które wylatywały z pobliskich akademików na ksiuty do Skaryszaka. Przyjemna zabudowa cielesna dziewcząt powodowała u nas częstotkliwość serca i takie senne marzenia, że gdyby nasze małżonki umniały czytać w myślach (od czego niech ręka boska broni), to pewnie nie obyłoby się bez przechylenia czary goryczy, a możliwość, że poszłyby w ruch chochle, patelnie i tem podobne utensylia.

Nie przejmuj się pan

Jak Sianownemu Państwu powszechnie wiadomo, nasz futbolista obunożny, rodak z kochającej stolicy, Małysz murawy, czyli Robert Lewandowski przygrzał chłopakom ze słonecznikowego Madrytu cztery gole. Oglądałem to widowisko, któremu trudno dać nazwisko w towarzystwie, wiadoma rzecz, mych sąsiadów – pana Benka i pana Ambrożego. Obiecaliśmy sobie wszem i wobec, że każdego gola pana Lewandowskiego uczcimy wykonaniem ćwiarteczki. Gdy po meczu niesiony uczuciem patriotycznem i promilami wróciłem się do rodzinnego gniazdka, moja boginia natychmiast otworzyła dziób.

Herbata z maty

Właśnie mniałem rzucić się w dłonie Morfeusza, gdy usłyszałem namacalnie na korytarzu podejrzane dźwięki. Znakiem tego owinąłem w gazete gazrurkie i wyszłem sprawdzić, czy ktoś nie zamiaruje dokonać zaboru mienia i temuż podobnież. Jakież było moje zdumienie, gdy napotkałem zwrokiem mego sąsiada, pana Benka.

– Panie Benku szanowny! A co to za nocny dyżur? Małżonka weszła panu na godność? Ktoś pana niewąsko uderzył w kant? Zainwestowałeś pan środki ruchome w jakiś Bamber Gołd?

Warszawa 1935

Spotkałem pana Ambrożego, niestety, apiać w nastroju żałobnem.

-Szanowaneczko, panie Ambroży, coś panu doskwiera w czułą strunę?

– Byłem w kinie.

– Na polskiem filmie, czy zagranicznem?

– Na polskiem.

– Acha, rozumiem. Znowuż ponury kawałek z życia notorycznego bezrobotnego, z siódemką dzieci, chorą żoną i z zamiłowaniem do napojów wyskokowych?

Dywany w Zachęcie

Wczoraj wieczorem małżonka kazała mi, pardon, wyraziła życzenie, abym wytrzepał nasz perski dywan, utkany rączkami artystek z miasta Łodzi. Niesiony dozgonnem małżeńskiem uczuciem zatargałem dywan na trzepak. Po chwili przyszedł pan Benek. Stał i patrzył.

– Szaconek, panie Benku. Przepraszam za pardon, ale co pan sie tak przyglądasz tej prozie życia?

– To panu sie wydaje, że pan tu proze trzepiesz, aż huk niesie się na Wawer i do Międzylesia?

– Rzecz wiadoma.

Trzy razy Fredro

Ostatniemi czasy pan Ambroży był troszkie nie w sosie. A wczoraj wręcz przeciwnie, na jego facjacie rozgościł się uśmiech.

– Szanowanko, panie Ambroży, z powodu dlaczego pan tak promieniujesz samozadowoleniem?

– Obglądałem proszę sianownego sąsiada telewizor, surfowałem po kanalizacji w te i nazad i nic. Albo w jakiemś serialu celembryci ciagną kawe i herbate i zaznaczają: kocha, nie kocha, albo panowie posłowie robią raban w niewysokiej izbie, albo jak się zdrowo odżywiać za pomocą szczawiu, jednem słowem kulturalna puszcza Sahara. I nagle – niespodzianka!

– Mnianowicie?

Różne wyrazy

Film „Psy”, w którem nie figurował żaden czworonóg, ale za to publiczne wyrazy latali w te i nazad po całem ekranie, dał nam, mnie i panu Ambrożemu Keksowi, powód do rozpatrzenia chwestii tak zwanych naukowo brzydkich słów. Siedzieliśmy sobie przy mocnej kawie, jak prawdziwi stwórcy kultury powyższej albo uczeni na piśmie.

– I co pan, panie Ambroży mniemasz akonto tego, że w dzisiejszych czasach nawet ludzie kultury, sztuki i telewizji wjeżdżają sobie na godność osobistom, wyzywają się od narządów i obrażają jeden drugiemu mamusie?

Gdzie te psy

Ostrożności nigdy za wiele. Przekonał się o tem mój sąsiad, pan Ambroży Keks. Pewnego razu spotkałem go na klatce schodowej bardzo czemś wzburzonego.

– Szaconek, panie Ambroży, coś pan taki blady jak śmierć na chorągwi?

– Nerwy mnie opuścili z powodu kina.

– Jakiego kina?

– Tego, com zobaczył w telewizji.

– To się znaczy?